Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

23 stycznia 1945 roku Armia Czerwona stanęła u bram Malborka i zaczęło się oblężenie, które zamieniło miasto w ruinę

Anna Szade
Anna Szade
Zdjęcie pochodzi z książki Wiesława Jedlińskiego "Malbork - dzieje miasta na fotografii"
23 stycznia 1945 r. to jeden z najgorszych dni w historii Malborka, wówczas Marienburga. Tego dnia rozpoczęła się wielka gehenna ludności cywilnej, zmuszonej do opuszczenia swoich domów i oblężenie miasta-twierdzy przez żołnierzy Armii Czerwonej. Podczas styczniowych ataków zginęło wielu ludzi, ucierpiało wiele budowli, nie tylko zamek.

78 lat temu na malborskiej ziemi trwała wojna. Ale pogoda nie sprzyjała ani walkom, ani ewakuacji.

Była zima, a mróz był tak silny, że drzewa trzaskały. Było ze dwadzieścia stopni Celsjusza poniżej zera. A może jeszcze zimniej? Wszędzie leżało pełno śniegu i ten śnieg wciąż padał i padał – wspomina w książce „Córka organisty” Halina Łukawska, mieszkanka Malborka, która w drugiej dekadzie stycznia 1945 r. przebywała na robotach przymusowych w podmalborskim gospodarstwie.

23 stycznia 1945 roku Malbork dla mieszkańców zamienił się w piekło

Jak wynika z opowieści wielu świadków, mimo trwającej wojny życie toczyło się w mieście w miarę spokojnie. Dopiero na początku 1945 r. wraz z informacjami o zbliżających się wojskach radzieckich pojawił się strach. 23 stycznia 1945 r. do Malborka dotarła nieprawdziwa wiadomość, że Armia Czerwona zdobyła Elbląg. Rozpoczęła się ewakuacja mieszkańców.

23 stycznia już od rana ulice miasta były całkowicie zapełnione kolumnami uciekinierów, którzy chcieli dotrzeć do mostów na Nogacie i Wiśle.
- Ludność opuszczała miasto, zabierając ze sobą tylko niezbędne rzeczy. Prezes rejencji Kwidzyna von Keudell osobiście nadzorował przejście przez Nogat. Dlа uniknięcia paniki informowano ludność o tym, że ewakuacja ma zapobiec stratom wśród niej, a NSDAP zapewnia spokój i porządek – opisuje Helena Biskup w tekście „Malbork podczas działań wojennych w 1945 roku” opublikowanym w 1986 r. w kwartalniku naukowym „Komunikaty Warmińsko-Mazurskie”.

Ewakuacja istniała na papierze. Wiedzieli o niej tylko wtajemniczeni

Sam plan ewakuacji ludności cywilnej powstał dużo wcześniej, po tym, jak w czerwcu 1944 r. Malbork ogłoszono twierdzą.

- We współpracy sztabu twierdzy z władzami partyjnymi (cywilnymi) opracowano plan ewakuacji Malborka (Räumungsplan - Marienburg-Stadt). Ewakuowanie ludności było podstawowym założeniem hitlerowskiego planu ewakuacji byłych prowincji nadbałtyckich Trzeciej Rzeszy. Główne hasło stwierdzało, że „nikomu nie wolno pozostać bez specjalnego upoważnienia, w przeciwnym wypadku zastosuje się natychmiastowy przymus”. Zgodnie z tym ludność została podzielona na dwie kategorie. W skład pierwszej wchodzili: chorzy, kobiety, dzieci i starcy, czyli ogół ludności niepracującej. Do drugiej kategorii należeli wszyscy pracujący oracz mężczyźni zdolni do przeprowadzenia akcji opróżniania i wykonujący zadanie specjalne w swych zakładach pracy, a ponadto członkowie tzw. Nachkommandos (oddziałów wykańczających dzieło opuszczenia i zniszczenia) – opisuje Helena Biskup.

Jak wyliczono, ewakuowanych miało być ok. 25 500 mieszkańców. Tyle, że był to tajny plan, o jego istnieniu wiedziały tylko najwyższe władze.

Rozkaz opuszczenia domów i ewakuacji nigdy do nas nie dotarł. Mieszkałam przy ul. Niskie Podcienie (Niedere Lauben). Nasza rodzina była zdecydowana zostać w mieście. Zgromadziliśmy zapasy żywności i wody w piwnicy naszego domu, gdzie mury były bardzo grube. Przy ścianach stały piętrowe łóżka. Nastawiliśmy się na pobyt w piwnicy. Ulice były zapełnione uciekinierami, sąsiadów było coraz mniej, panował chaos, biegałam po ulicy, by dowiedzieć się, gdzie obecnie przebiega linia frontu – tak tamten dzień wspomina Irene Schonberg w książce „Taki był Malbork…”.

Oblężona twierdza. Jaki był plan obrony?

Warto wiedzieć, że Malbork podczas drugiej wojny światowej spełniał ważną rolę w planach niemieckich. Był bowiem twierdzą kontrolującą dwa ważne mosty: na Nogacie i dalej na Wiśle.

- Do 1944 r. nie podejmowano prac dla umocnienia miasta, bowiem z czasów pierwszej wojny światowej Malbork otoczony był większą liczbą fortów, które zachowały się w nadspodziewanie dobrym stanie. Właśnie one tworzyły kościec rozbudowy całej twierdzy. Do wiosny 1944 r. załogę Malborka stanowiły dwa zapasowe bataliony piechoty, jeden batalion strzelców oraz wojskowa Komenda Placu. W mieście panował spokój. Po raz pierwszy został on zakłócony, kiedy zakwaterowały się tu jednostki zaopatrzeniowe północnego odcinka frontu. Zakłady lotnicze na wschodnich krańcach miasta były obiektem nalotów amerykańskiego lotnictwa. Dwa ważne strategiczne mosty na Nogacie, kolejowy i kołowy, nie zostały zniszczone podczas bombardowania – opisuje sytuację miasta Helena Biskup.

W połowie 1944 r. wszystko się zmieniło. Rozpoczęły się prace nad kopaniem okopów, budową gniazd dla karabinów maszynowych, zasieków z drutu kolczastego. Razem z robotami ziemnymi, krok za krokiem, organizowano składy żywności i amunicji, powstawały rowy przeciwczołgowe.

Wszystko to miało przejść próbę w styczniu 1945 r. Ale niemieckich żołnierzy było zbyt mało, nawet z posiłkami, które nadeszły z Gdańska, Gdyni i Świecia, do obrony mogło stanąć 2500 ludzi, gdy tymczasem potrzeby liczono na przynajmniej 10-15 tysięcy.

- W samej „twierdzy Malbork” już 15 stycznia ogłoszono stan alarmowy. Obrońcy liczyli na pomoc, lecz obiecane oddziały wojskowe dwóch dywizji piechoty nie nadeszły. Natomiast zjawił się nieoczekiwanie 19 stycznia po południu nowy dowódca grupy „Wisła” (Heeresgruppe Weichsel), Reichsführer SS Himmler. W rozmowach z Himmlerem udział wzięli m. in. gauleiter Forster, dowódca 2 armii generał płk Weiss oraz grupa oficerów sztabowych. Wstępne rozmowy trwały zaledwie 5 minut. Potem Himmler opuścił odcinek frontu i udał się do hotelu w mieście. Tu odbyła się druga rozmowa dotycząca spraw obrony. Himmler zaproponował, żeby Hitlerjugend wyposażyć w pięści pancerne (panzerfausty). Tak uzbrojona młodzież miała na rowerach wyjechać naprzeciw radzieckim czołgom. Propozycja ta nie mogła usatysfakcjonować obrońców twierdzy – czytamy w opracowaniu Heleny Biskup.

Przygotowanie wojsk niemieckich do odparcia radzieckiego ataku zostało ukończone 22 stycznia.

Radzieckie czołgi i ostrzał artyleryjski. Ostatnie dni miasta z pocztówek

Helena Biskup pisze w swoim opracowaniu, że już 23 stycznia 1945 r. pierwsze radzieckie czołgi wdarły się do miasta i nawet podeszły do dworca kolejowego, ale wycofały się, gdy natrafiły na silną obronę przeciwpancerną. Źródła historyczne podają, że tego samego dnia czerwonoarmiści opanowali Sztum i siedem czołgów próbowało przedrzeć się do Malborka, ale koło Gościszewa zostały powstrzymane.

23 stycznia był ostatnim dniem, gdy miasto wyglądało tak, że do dzisiaj wzbudza zachwyt współczesnych, gdy oglądają je na przedwojennych fotografiach i pocztówkach.

Dzień później ukazało się ostatnie wydanie „Marienburger Zeitung”. Sklepy były jeszcze otwarte, wyprzedawano w nich ostatnie zapasy, a wszystko to już po rozpoczęciu ostrzału miasta, które nastąpiło - jak pisze Helena Biskup - w nocy 24 stycznia. Wśród tych, którzy jeszcze nie zdążyli uciec, panowała groza.

Wszyscy ogarnięci byli paniką, uciekinierzy na dworcu, niekończący się strumień ludzi w furmankach i ostatni mieszkańcy. Szeptano, że mosty i lód na rzece zostaną wysadzone. Ulicą Langgasse (Kościuszki) spieszyli ludzie w kierunku Nogatu, zaś ulica Neue Weg (Starościńska) w stronę mostów na Nogacie była zablokowana – wynika z relacji Martina Deppe, radcy Zarządu Miasta Malborka w publikacji „Wielka udręka. Gdańsk – Prusy Zachodnie 1945” wydanej w 1967 r., która została przytoczona w książce „Taki był Malbork...”

Ci, którzy jeszcze byli w mieście, mogli obejrzeć pierwsze zniszczenia. Na ulicach pełno było odłamków szkła. Jak opowiadał Martin Deppe, część pocisków trafiła w garaże Zakładów Miejskich koło dawnego schroniska młodzieżowego, obecnie internatu szkolnego, inne spadły na jedną z ulic Starego Miasta.

25 stycznia patrzyliśmy, jak płoną domy na naszej ulicy. Zobaczyliśmy wtedy, jak ze Starego Ratusza wychodzą policjanci, wsiadają na rowery i odjeżdżają. Wołaliśmy do nich, żeby się czegoś dowiedzieć. Wtedy jeden z nich krzyknął: „Ratuj się, kto może, Rosjanie są w Elblągu i maszerują na Malbork”. Wtedy i nas ogarnął strach, nasza piwnica nie wydawała się już bezpieczna. Wzięliśmy sanki dziecięce. Każdy załadował walizkę i poszliśmy do Kałdowa, skąd miał odjechać ostatni pociąg – zapamiętała Irene Schonberg.

Po spokojnym mieście nie było już śladu.
- We wszystkich domach poszukiwano starych ludzi. Dwa miejskie omnibusy jeździły do Kałdowa i z powrotem. Stamtąd, rzekomo, miały jeździć pociągi. W międzyczasie huczały nad miastem „organy Stalina” (katiusze), uderzały w lód na Nogacie i filary mostów. Nikt nie wiedział, jak długo będzie w Malborku jeszcze bezpiecznie – przyznaje w swoich wspomnieniach Martin Deppe.

26 stycznia 1945 r. siły radzieckie rozpoczęły natarcie na południową i północno-wschodnią część miasta. Nacisk wojsk radzieckich stawał się coraz silniejszy. Za pomocą czołgów i artylerii żołnierze radzieccy zdobyli południową część miasta. Rozpoczęto ostrzeliwanie zamku z okolic hotelu „König von Preussen”. Obecnie w tym miejscu stoi dom handlowy Jurand.

Pierwsze pociski trafiły we wspaniałą statuę Marii, znajdującą się na wschodniej stronie zamku – odnotowała Helena Biskup.

Choć najstarsza część Malborka i zamek w tej fazie walk nie zostały zdobyte, to miasto było już w opłakanym stanie.
- 26 stycznia 1945 r. widziałam łuny palącego się Malborka i przelatujące samoloty, które bombardowały Elbląg, Gdańsk i Malbork – pamiętała Regina Krzos, która zamieszkała w Malborku, a w czasie wojny pracowała u niemieckich gospodarzy w okolicach Nowego Dworu Gdańskiego.

Luty przyniósł odwilż, marzec – koniec wojny

Jak podkreśla Helena Biskup, pierwsze dni lutego przebiegały spokojnie. Mrozy odpuściły, zaczęła się odwilż. Wojska radzieckie nie atakowały.
4 lutego 1945 r. w dalszym ciągu panował spokój. Na rozkaz komendanta przetransportowano do zamku dwa kotły, by po dłuższym okresie przerwy gotować kawę dla obrońców. W południe tego dnia żołnierze otrzymali gorącą zupę. Do tej pory załoga żywiła się konserwami. Kilka dni później w zamkowych piwnicach żołnierze natrafili na 75 tys. butelek wódki i wina, które miała tam ukryć firma z Berlina.

Około południa 10 lutego 1945 r. strona radziecka zaproponowała Niemcom kapitulację. Za pomocą głośników podciągniętych jak najbliżej pozycji wezwała załogę „twierdzy Malbork”, by do godziny 12.40 12 lutego poddała się. W przypadku odmowy musiał się rozpocząć się niszczycielski atak. Ale do końca lutego panował względny spokój, przerywany niewielkim radzieckim ostrzałem artyleryjskim.

1 marca 1945 r. rozpoczęły się walki ofensywne mające na celu likwidację sił niemieckich, które w końcowej fazie walk o Malbork liczyły zaledwie 1400 żołnierzy.

- Dowództwo wojskowe Malborka zamierzało początkowo pozostawić załogę zamku, a broniących się żołnierzy zaopatrywać z powietrza. Okazało się to niemożliwe do wykonania. Tymczasem na ulicach, a nawet w piwnicach, miasta toczyły się zażarte walki na białą broń, o czym świadczyły zresztą liczne trupy wydobywane jeszcze w dwa lata po wojnie – opisała Helena Biskup. - Twierdzy Malbork nie można już było obronić. 9 marca, z nadejściem ciemności o 21.45, wykorzystując opady śniegu, rozpoczęto wycofywanie się. Specjalna jednostka Wehrmachtu pod dowództwem porucznika Treidela (mieszkańca Malborka - red.) wysadziła mosty na Nogacie. Panującą ciszę przerwała ogromna detonacja. Grupa bojowa Malborka przebiła się w kierunku Gdańska. Malbork — według relacji niemieckiej — nie został utracony w walce, ale opuszczony na rozkaz.

od 7 lat
Wideo

Jakie są wczesne objawy boreliozy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malbork.naszemiasto.pl Nasze Miasto