Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Malbork. Jadą starą karetką przez świat. Iran (odc. 6) - w "Domu Wiedzy" i na największej wyspie Zatoki Perskiej

Aleksandra Wiśniewska, Peryferie.com
Fot. Andrzej Wiśniewski/Peryferie.com
Oto szósta i ostatnia część relacji z pobytu Aleksandry i Andrzeja Wiśniewskich w Iranie, a w sumie już 21. odcinek opisujący wyprawę starą karetką przez świat. Małżonkowie są w podróży od 14 czerwca 2018 roku od godz. 14.14. Wyruszyli z Malborka. Stąd pochodzi Andrzej.

Przed wjazdem do Iranu szukaliśmy wszelkich możliwych informacji na jego temat. Przekroczenie granic bardzo mocno zweryfikowało te wiadomości, a rzeczywistość irańska przekroczyła nasze najśmielsze wyobrażenia. Podobnie było z Sziraz – jednym z najstarszych miast starożytnej Persji. Wiele nasłuchaliśmy się o pięknie tego miejsca. Wiele widzieliśmy zdjęć, które informacje te potwierdzały. Nic jednak nie było w stanie przygotować nas na faktyczne piękno i specyficzny artystyczny klimat Sziraz. Miasta artystów, poetów i filozofów – miasta znanego jako „Ateny Iranu”.

Początki osady sięgają 2 tysięcy lat przed naszą erą. Jednak rozkwit miasta, które dało początek nowoczesnemu Sziraz, rozpoczął się za czasów Umajjadów w 693 roku. W XIII wieku stało się ośrodkiem sztuki i kultury dzięki panującemu ówcześnie władcy, który zachęcał do osiedlenia się w nim perskich artystów, uczonych i filozofów. Jego zabiegi przyniosły Sziraz miano „Domu Wiedzy”. Era Safawidów (1501-1736) przyniosła dalszy rozwój miasta, szczególnie pod względem architektonicznym. To wtedy powstały najpiękniejsze pałace i budynki Sziraz, wzorowane na architekturze stolicy – Isfahan.

Po upadku Safawidów miasto nękane było najazdami Afganów, a także wewnętrznym rozłamem spowodowanym rebelią gubernatora Sziraz przeciw rządzącemu szachowi. Wypadki te przyczyniły się do poważnych zniszczeń świetnych budowli. Ich rekonstrukcję, jak również rekonstrukcję statusu miasta, przyniosła era Zandów (1750−1794). Co więcej, w 1762 roku zostało ono stolicą Persji. Mimo że następcy Zandów przenieśli ją z Sziraz, miejsce pozostało ważnym ośrodkiem kulturalnym oraz handlowym z powodu swojej lokacji na szlaku wiodącym do Zatoki Perskiej i takim pozostaje po dziś dzień.

Malbork. Podróż starą karetką przez świat. Relacja Aleksandr...

Jednym z najsłynniejszych miejsc, które szczególnie chcemy odwiedzić w Sziraz, jest ukończony w 1888 roku Meczet Nasir-ol-molk, znany szerzej pod nieoficjalną nazwą „Różowego Meczetu”. Jego miano wzięło się od dominującej barwy motywów ceramicznych płytek, zdobiących główną salę modlitewną. Co ciekawe, kolor ten, podobnie jak i towarzyszące mu inne pastelowe barwy nie są typowe dla perskich meczetów. W Iranie pojawiły się wraz z erą Kadżarów (1794-1925), którzy bardzo cenili sobie ówczesną sztukę i architekturę europejską. Jasna, pastelowa kolorystyka oraz mozaika ceramicznych kafelków przedstawiająca pejzaże to najbardziej charakterystyczne elementy „Różowego Meczetu”, zaadaptowane z Zachodu.

Obok nich istnieją bardziej tradycyjne motywy architektoniczne Persji, jak okna orsi. Okna te składają się z setek kolorowych szkiełek osadzonych pomiędzy drewnianymi spoiwami. Na myśl przywodzą witraże znane nam z architektury sakralnej. Aczkolwiek o ile witraże mogą przedstawiać postaci, o tyle orsi skomponowane są zawsze na zasadzie geometrycznych wzorów, przypominających te z dziecięcych kalejdoskopów. W sztuce islamskiej bowiem przedstawianie postaci jest uważane za obrazoburcze i jako takie zabronione.

Słowa zawodzą, kiedy chcę opisać wygląd miejsca. Połączenie delikatnego różu z feerią barw, jaką tworzy wpadające przez orsi słońce, jest magią. Jest fantazją na temat kształtów, figur, światła, kolorów i ludzkiej nieskończonej wyobraźni. Jest duchowym doznaniem i uniesieniem. Jest nieustannym przypomnieniem o potędze tego, na którego cześć miejsce zostało wzniesione.

Malbork. Podróż starą karetką przez świat. Kolejna relacja A...

Kiedy już wydaje nam się, że nic nie jest w stanie prześcignąć piękna „Różowego Meczetu”, stajemy pod jedną z bocznych bram Shah Cheragh. Jest to kompleks, w którego skład wchodzą meczet i mauzoleum, w którym spoczywają synowie VII Imama Persji. Według legendy, grób odkrył w X wieku podróżujący ajatollah. Jego uwagę zwróciło światło wydobywające się spod ziemi. Kiedy postanowił zbadać to zjawisko, odkrył mogiłę z ciałem emanującym promieniami. Okazało się, że był to Amir Ahmad – jeden z synów Imama. Na miejscu znaleziska wzniesiono mauzoleum, które przez wieki było rozbudowywane i upiększane, by uzyskać swój dzisiejszy kształt i przepych.

Jednak dostanie się do wnętrza budowli okazuje się trudniejsze, niż myśleliśmy. Boczna brama, pod którą stoimy, mieści się na zatłoczonej alejce bazarowej. Przed bramą stoją dwa namiociki – jeden dla kobiet, jeden dla mężczyzn – w których przeszukiwani są wszyscy wchodzący. Zasady podobnych środków zapobiegawczych poznaliśmy już w innych mauzoleach i meczetach Iranu, więc posłusznie ustawiamy się w odpowiednich kolejkach. Tuż przed samym wejściem drogę zastępuje nam postawny, wąsaty wojskowy z bronią automatyczną przerzuconą przez ramię.

Żołnierz nie mówi po angielsku i na migi każe czekać. Na co? Na kogo? Jak długo? Nie wiemy nic. Obok nas tworzy się już spory tłumek zainteresowanych, którzy albo chcą pomóc, albo pogadać, albo po prostu zaspokoić ciekawość. Wojskowy raz po raz rozgania zbiegowisko, które niczym feniks z popiołów po chwili pojawia się na nowo.

Wreszcie zza pleców żołnierza wyłania się kobieta okryta od stóp do głów czarnym czadorem – szeroką narzutą okrywającą całe ciało.
- Przepraszam, że musieliście czekać. Wycieczki zazwyczaj wchodzą przez główną bramę i wasze pojawienie się zaskoczyło porządkowych. Proszę za mną – będę was oprowadzać po kompleksie – mówi kobieta, wręczając mi biały, kwiecisty czador.
Chwilę później – po intensywnych negocjacjach pozwalających nam zabrać aparat, aczkolwiek bez możliwości jego używania – idziemy za naszą przewodniczką przez przestronny dziedziniec. W jego centrum stoi budowla zwieńczona lazurową kopułą. Po obu jej stronach wznoszą się strzeliste minarety.
- Ta kopuła to symbol wszechświata stworzonego przez Allaha. Wraz z minaretami przypomina postać wznoszącą ręce w modlitwie, gdzie kopuła to głowa, a minarety to ramiona. Oczywiście oprócz funkcji symbolicznej minarety pełnią funkcję użytkową. To z nich muezzini nawołują pięć razy dziennie do modlitw – tłumaczy kobieta, wprowadzając nas przez boczne drzwi do zewnętrznego pomieszczenia mauzoleum.
- Niestety, niemuzułmanie nie mogą wchodzić do środka, ale uchylę dla was drzwi prowadzące do głównej sali, abyście chociaż zobaczyli grób świętych – mówi przewodniczka, a my ledwie ją słyszymy oszołomieni tym, gdzie się znaleźliśmy.

Całe ściany i sufit pokoju lśnią i mienią się mozaiką z luster. Ich drobne kawałki odbijają światło wpadające przez orsi, tworząc zjawiskowy spektakl pryzmatów i promieni. Światło kładzie się tęczą na naszych twarzach i obraca otoczenie w fantastyczny, impresjonistyczny pejzaż. Wtedy przewodniczka uchyla drzwi do głównej sali. Podobnie jak przedsionek, udekorowana jest tysiącami luster cieniowanych zielenią. Z sufitu zwisają ciężkie, kryształowe girlandy żyrandoli. Jesteśmy na dworze „Króla Światła”, bo taką nieoficjalną nazwę nosi budynek.
- Początkowo mauzoleum było bardzo skromne, ale na przestrzeni wieków nieustannie je upiększano. Ta zjawiskowa lustrzana mozaika to zasługa królowej Tasz Khatun z XIV wieku – tą informacją kobieta kończy naszą krótką, ale intensywną wizytę w Shah Cheragh.

Malbork. Jadą starą karetką przez świat. Przystanek: Iran. K...

Ostatnie godziny w Sziraz spędzamy na spacerze po okolicy Cytadeli Karim Khan i Bazaru Vakil, który wraz z łaźnią i meczetem o tej samej nazwie mieścił się w dzielnicy królewskiej Zandów.

Kolejny dzień zaczynamy wcześnie. Musimy pokonać 600 kilometrów, ponieważ chcemy przedostać się na największą wyspę Zatoki Perskiej – Keszm. Na leżący w Cieśninie Ormuz skrawek lądu niesie nas i naszą karetkę prom, zapakowany samochodami po same brzegi burt. Kiedy docieramy na miejsce, jest już ciemno. Drogę na dziki kemping zaraz przy wodach Zatoki Perskiej – niczym wielka srebrna latarnia – wskazuje nam księżyc w pełni. Jego zimne światło kładzie się szerokim snopem na czarnej wodzie i jest tak mocne, że widzimy w nim własne cienie. Sterylne srebro i łamiąca się pod jego siłą czerń nocy otaczają nas płaszczem nieziemskiej atmosfery. Zmęczenie całodzienną przeprawą pryska. Łzy zachwytu napływają do oczu. Zmywany je słoną wodą Morza Arabskiego, kiedy, tak jak stoimy, wchodzimy między jego fale na nocną kąpiel.

Nad ranem budzi nas wycie wilków. Podchodzą pod same drzwi karetki. Obserwujemy je bez ruchu, ledwie oddychając, słuchając porannej, dzikiej serenady. A potem zaczyna się dzień. Dzień leniwy. Pełen zrozumienia i wdzięczności za to, co nam się przytrafia. Za każdą ciężką i piękną chwilę, która doprowadziła nas do zacisznego zakątka w Zatoce Perskiej. Za każdą łzę frustracji i każdy zachwyt nad kolejnym zachodem i wschodem słońca. Za to, że jeszcze przemy naprzód i że za każdym zakrętem czekają nowe przeżycia. Dobre i złe, straszne i śmieszne. Zawsze nowe.

W południe spotyka nas jeszcze jedna niespodzianka. W to samo miejsce przyjeżdżają znajomi ze Szwajcarii, których poznaliśmy w Kirgistanie kilka tygodni temu. Również kamperowi maniacy. Razem jemy tradycyjny irański posiłek – orzechy, miód, owoce, stosy płaskiego, okrągłego chleba, kwaśną śmietanę na słodkim dżemie z marchewki i sery w najprzeróżniejszej formie. Siedzimy na kocu rozpostartym wprost na ziemi. W zatoce rybacy po pas w wodzie zbierają kraby przyczepione do rozstawionych sieci.

Mija kolejnych kilka dni. Irańska wiza dobiega końca. Z Keszm musimy dostać się na stały ląd – a stamtąd na granicę z Pakistanem. Ostatniego dnia jednak jedziemy jeszcze do wioski rybackiej Laft. Tak dobrze nam już znane budynki z adobe sąsiadują z osiadłymi na plaży łodziami. Grupy mężczyzn zajęte są ich zabezpieczaniem przed słoną wodą. W tym celu malują dna łodzi grubą warstwą oleistej smoły. Pracy przyglądają się seniorzy. Na ławeczkach, w promieniach zachodzącego słońca komentują każdy ruch „młodzieży”. Przerywają tylko po to, by zamienić kilka słów z przygodnymi przybyszami z Lachestanu. Każdemu słowu towarzyszy uśmiech i radość z odwiedzin.

Wypytują, czy byliśmy w wiosce „zamaskowanych” kobiet, czy widzieliśmy ich wyrabiane z muszli upominki i czy próbowaliśmy samosy z rybą – lokalnego specjału. Tak, byliśmy. Widzieliśmy. Próbowaliśmy. Ale to nie maski kobiet, nie samosa skradły nasze serca, ale Laft właśnie. Spokojna, sielska atmosfera rybackiej wioski, gdzie godzinami błądzimy po miasteczku z adobe i ucinamy pogawędki z całymi pokoleniami rybaków.
Rankiem następnego dnia prom niesie nas z powrotem na stały irański ląd. Kilka godzin później stawiamy się na granicy z Pakistanem.

Tekst: Aleksandra Wiśniewska*
Zdjęcia: Andrzej Wiśniewski

Peryferie.com

*Ola sukcesywnie przesyła relacje z podróży. W Iranie podróżnicy byli ponad rok temu.

Malbork. Jadą starą karetką przez świat. Na polskim cmentarz...

Malbork. Jadą starą karetką przez świat. W Iranie (odc. 5): ...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malbork.naszemiasto.pl Nasze Miasto