Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Malbork. Jadą starą karetką przez świat (odc. 12). Na Jedwabnym Szlaku w Kazachstanie: Sajram, Szymkent i Sauran

Aleksandra Wiśniewska, Peryferie.com
FOT. ANDRZEJ WIŚNIEWSKI, PERYFERIE.COM
Aleksandra i Andrzej Wiśniewscy w podróży są od 14 czerwca od godz. 14.14. Wtedy wyruszyli z Malborka w wyprawę swojego życia specjalnie przystosowanym byłym, kilkunastoletnim ambulansem. W swoich opowiadaniach Ola opisuje mijany świat.

Do Kazachstanu wracamy późnym listopadem. Niebo nad Ałmatami zasnuwa już sina, zapowiadająca śnieg firana. Temperatura spada poniżej zera. Kamper zdecydowanie protestuje przeciw zimnu i dławi się przy odpalaniu silnika. Zamiast jednak uciekać w łagodniejsze klimaty, kierujemy się dalej na południe. Na kazachską część Jedwabnego Szlaku.

Pierwszym miasteczkiem, w którym szukamy duchów przeszłości, jest Sajram. Licząca ponad trzy tysiące lat osada wita nas dziurawymi drogami i podupadającymi budynkami. Już niewiele świadczy o jej niegdysiejszej wspaniałości. W IX wieku była ważnym ośrodkiem handlu na Jedwabnym Szlaku. To tu kupcy z Chin sprzedawali egzotyczne w tej części świata papier, jedwab i porcelanę. W zamian dostawali surowe tkaniny. Przede wszystkim filc, z którego Sajram ówcześnie słynął.

Chcemy sprawdzić, czy tradycja wyrabiania materiału do okrywania jurt przetrwała do czasów dzisiejszych. Idziemy na bazar. Całkiem pokaźnych rozmiarów skwer jest dużo bardziej nowoczesny, niż sobie go wyobrażaliśmy. Zamiast porozkładanych jak leci stołów zastawionych towarami, stajemy przed schludnymi pokoikami z pleksiglasu. Dach rozpościerający się nad całym obszarem chroni przed siąpiącym deszczem. Chodzimy od wystawy do wystawy, ale nigdzie ani śladu filcu.

Kiedy zrezygnowani mamy opuścić bazar, nasz wzrok napotyka malutki, wciśnięty w róg sklepik. Jego witryna ginie pod stertami filcu wyciętego w kształt kozaczków.
- Zdrawstwujcie! Wy filc sprzedajecie? – z nadzieją zagadujemy siedzącego w kącie pokoiku mężczyznę, schylonego nad pokaźną maszyną do szycia.
- Filc? Nie, u mnie nie ma. Ja kozaki szyję. Z prawdziwej owczej skóry!
I rzeczywiście. Skóra owiec, już docięta albo czekająca swojej kolejki, zajmuje praktycznie cały pokoik. Gdzieniegdzie piętrzą się gotowe kozaczki. Miękkie. Gładziutkie. Z futerkiem owczej wełny wychylającej się ze szwów.
- Filc czasami do wkładek używam. Do tych tańszych kozaków za pięć tysięcy tenge. Te droższe – za dziesięć – sama owca!
- Piękne! A miałby pan mój rozmiar?
- Oj nie! Ja szyję tylko na zakaz. Na miarę – sprzedawca śmieje się, jakbym wyrecytowała najlepszy dowcip, jaki w życiu słyszał.
Ani filcu, ani kozaczków.
Smutki zatapiamy w herbacie z mlekiem w pobliskiej czajkanie. Klejąc się do ceraty wyściełającej stół, czekamy na dzbanek czaju. Zabiegana kelnerka-kasjerka w kwiecistej chuście i takimż fartuchu krząta się jak w ukropie.
- A samsę do herbaty można? – zagadujemy, kiedy podchodzi do naszego stolika.
- Kuszania u nas niet. Ale możecie kupić o tam, na stoisku na zewnątrz – macha ręką w stronę drzwi, nie przerywając wycierania stolikowych cerat.
Stoisko na zewnątrz to nic więcej niż przytulający się wprost do paleniska stolik. Jego niewielką powierzchnię zaścieła niewiarygodna ilość dobroci. Samsa – smażona na głębokim tłuszczu bułeczka nadziewana baraniną, cebulą i aromatycznym rosołem. Beliasz – złożony na pół, cieniutki naleśnik wysmarowany farszem z baraniny. Gumma – cynamonowa bułeczka z nadzieniem mielonej wątróbki i ryżu. Doskonały zastrzyk energii przed następnym przystankiem – Szymkent.

Jest to trzecie co do wielkości miasto Kazachstanu z populacją sięgającą miliona mieszkańców. Ironicznie osada była kiedyś przedsionkiem Sajram. Jego karawanserajem – wielkim, warownym gmachem gościnnym, w którym zatrzymywali się na odpoczynek kupcy wraz ze swoją służbą, towarami i trzodą. Na Jedwabnym Szlaku zasłynął jako źródło doskonałego kumysu – sfermentowanego, kobylego mleka.
Przebycie bazaru, na którym tropimy kumys, jest walką o przetrwanie. Gigantyczny plac opływa wartki nurt ludzi. Jedyne, co możemy, to iść z jego prądem. Iść pod prąd równa się z utratą życia. Albo kończyn – w najlepszym wypadku. Rzucani ludzką falą raz w prawo, raz w lewo przesuwamy się obok stoisk z plastikowymi wiadrami, szczotkami i koszami. Chwilę później przed oczami migają nam bele dywanów, ułożone w artystyczne piramidy. Przed stoiskami z przyprawami, warzywami i owocami zdołamy zatrzymać się na tyle, by sprzedawca ręcznie wyciskanego soku z granatów wcisnął nam w rękę butelkę z orzeźwiającym płynem. Ocieramy się o budki z pasmanterią, damskimi i męskimi ubraniami, butami i artykułami szkolnymi. Wreszcie jest. Część z nabiałem ciągnie się przez cztery długie rzędy. Ryzykując życie, wyrywamy się nurtowi i stajemy przed emaliowanymi wiadrami pełnymi białego płynu.
- Zdrawstwujcie! Kumys można?
- A można, można! Można i kumys, i mleko owcze, kozie, i twaróg, i ajran. Jest wsio! – profesjonalnie zachwala swój asortyment rumiana przekupka w grubej kurcie pod śnieżnobiałym fartuchem.
Zostajemy tylko przy kumysie. Sprzedawczyni wielką warząchwią nalewa płyn do plastikowej butelki i do woreczka dodaje twaróg. Gratis. Dla gości. Tymczasem ponownie wskakujemy w bazarowy nurt ludzki, który niesie nas – o radości! – do alejki z jadłodajniami.
Ledwo nasze stopy dotkną bruku alejki, rozlega się donośny krzyk.
- Turisty! Turisty!
Zaklęcie to powoduje, że osaczeni jesteśmy z każdej strony przekupkami, celującymi w naszą stronę szpadami szaszłyków. Prezentują, co mają najlepszego. Nie śmiemy nawet protestować i prosić o chwilę namysłu. W zamian salwujemy się ucieczką. Jakimś cudem docieramy do końca alejki, gdzie unosi się przepyszny zapach pieczonego na ogniu mięsa. Nieśmiało zerkamy na okopcone palenisko, w którym kucharz bezustannie obraca soczyste szaszłyki. Nikt na nas nie krzyczy. Nie wpycha na siłę do środka. Zbici z tropu wchodzimy do malutkiej jadłodajni i siadamy przy jedynym wolnym stoliku. Zaraz przed nami pojawia się koszyk z lepioszką, dzban herbaty z mlekiem i talerz ze stosem świeżej cebuli. Babuszka przyjmuje nasze zamówienie, jednocześnie pilnie słuchając zamówienia płynącego z przylepionego do jej ucha telefonu komórkowego. Prawdziwa bizneswoman.

Cieszymy się spokojem i gorącym czajem. Kilkanaście minut później ląduje przed nami szaszłyk z baraniny i mielonego farszu owiniętego boczkiem. Próbujemy. Każdy kęs to ekstaza. Dymne, spieczone mięso rozpływa się w ustach. Po szaszłyku domawiamy grillowaną indyczą wątróbkę. Smakuje jak jedwab. Chcemy zostać tu na zawsze.
Ale Jedwabny Szlak wzywa. Tym razem, zaraz przed zachodem słońca stajemy u bram Sauran. Z dawnej fortyfikowanej stolicy Białej Hordy — klanu pod dowództwem jednego z wnuków Czyngis-chana — pozostały już tylko ruiny. Ale jakże majestatyczne i magiczne w krwawych promieniach ginącego za horyzontem słońca. Powyszczerbiane zęby murów obronnych majaczą na tle ciemniejącego nieba niczym kadr wyjęty prosto z filmu "Władca Pierścieni". Między murami da się rozpoznać skwer targowy i kamienne ramy obejść. Ich ziemiste podłogi usłane szczątkami glinianych naczyń. Miejsce i straszne, i nostalgiczne. Podobnie jak Farab, który odwiedzamy następnego dnia.

Tekst: Aleksandra Wiśniewska
Zdjęcie: Andrzej Wiśniewski
Peryferie.com

***
Przypomnijmy: Andrzej Wiśniewski jest rodowitym malborczykiem. Tutaj się wychował, skończył Szkołę Podstawową nr 5, następnie I Liceum Ogólnokształcące, ale swoje dorosłe życie spędził poza Malborkiem. Ze swoją przyszłą żoną, Aleksandrą spotkał się na studiach w Kielcach.

Małżonkowie chcą starą, ponad 13-letnią karetką przejechać 150 tysięcy kilometrów przez 56 krajów na pięciu kontynentach. Ma to im zająć cztery lat. Środek transportu wybrali nieprzypadkowo. Wzmocnione podwozie, ocieplone ściany i podłogi, instalacja elektryczna, ogrzewanie, dodatkowe akumulatory - to wszystko ma znaczenie podczas bardzo długiej podróży przez wyboje pięciu kontynentów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malbork.naszemiasto.pl Nasze Miasto