Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Malbork. Jadą starą karetką przez świat (odc. 9). Poligon nuklearny w Kazachstanie – scheda po Związku Radzieckim

Redakcja
Andrzej Wiśniewski
Malborczyk Andrzej Wiśniewski i jego żona Aleksandra kontynuują podróż przez świat starym ambulansem zaadaptowanym na kamper. Poprzednią relację Ola zakończyła na wizycie u mechaników w Pawłodarze. Dzisiaj ciąg dalszy z Kazachstanu.

Wprost od mechaników z Pawłodaru ruszamy w trasę na północny wschód Kazachstanu – do Kurczatowa. Przy granicy tego niepozornego, wręcz brzydkiego miasteczka rozciąga się testowy poligon nuklearny – scheda po Związku Radzieckim. Bezpośrednią przyczyną jego powstania była detonacja bomby atomowej nad Hiroszimą i Nagasaki przez Stany Zjednoczone w 1945 roku. Wydarzenie to mocno wstrząsnęło Stalinem, który bezzwłocznie przystąpił do wyścigu zbrojeń. Na czele projektu budowy potęgi nuklearnej postawił byłego szefa NKWD Ławrientija Berię. To właśnie on w 1947 roku wyznaczył ponad 18 tysięcy kilometrów kwadratowych pod lokację poligonu testowego z kwaterą główną w Kurczatowie.

Detonacja pierwszego ładunku nuklearnego na poligonie odbyła się w 1949 roku. Od tego momentu aż do zamknięcia poligonu w 1989 roku przeprowadzono tam 456 testów, z czego aż 111 atmosferycznych. Tych, których efekty są najbardziej przerażające i dalekosiężne.

Wraz z naszym przewodnikiem Jerlanem jedziemy w samo epicentrum pierwszego wybuchu. Jerlan wciska nas w starą, zdezelowaną wołgę, która niesie nas absurdalne 60 kilometrów od Kurczatowa.

Kuląc się na tylnym siedzeniu, usiłuję zrobić miejsce dla Jerlana i dla pracownika instytutu, który monitorując poziom radiacji zwiedzanych miejsc czuwa nad naszym bezpieczeństwem. Styl prowadzenia naszego kierowcy sprawia jednak, że bardziej przejmuję się tym, czy w ogóle dojedziemy, niż samym promieniowaniem radioaktywnym. Przy akompaniamencie przeraźliwie wyjącego silnika i metalicznego pojękiwania amortyzatorów na wybojach polnej drogi, w czasie znacznie krótszym niż planowany, docieramy na miejsce.

Na potrzeby testów wokół strefy zero budowano całe infrastruktury: budynki mieszkalne, mosty samochodowe i pociągowe, ustawiano rzędy samochodów i samolotów. Wszystko to, by zbadać wpływ, jaki będzie miała eksplozja na poszczególne eksponaty. „Eksponatami” były również żywe zwierzęta, które umieszczano w strefie wybuchu. Nieświadomymi uczestnikami testów byli i ludzie. Mieszkańcy z okolicznych wiosek, czasami położonych tak blisko, że śmiercionośny grzyb nuklearny mogli oglądać gołym okiem ze swych domostw.

Nadszedł czas, kiedy katastroficzne dla zdrowia i życia ludzkiego efekty testów wyszły na jaw. Nie dało się ich już ani ukryć, ani bagatelizować. Wtedy to – w 1963 roku – władze Związku Radzieckiego podpisały układ z Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi o zawieszeniu wszelkich nuklearnych testów atmosferycznych. Testy przeniesiono pod ziemię.

Niepokoje ludzi łagodzono teorią, że podziemne testy nie stanowią zagrożenia, ponieważ nie są nośnikami opadów nuklearnych – tych, które przyczyniły się do chorób popromiennych, zwiększonej umieralności na raka, zdeformowanych i martwych płodów. Co więcej, władze w swym PR posunęły się do szerzenia teorii, że podziemne eksplozje nuklearne wręcz przyczyniają się dla dobra ludzkości. Dzięki nim, na przykład, można tworzyć zbiorniki słodkowodne.

Takim też propagandowym tworem jest położone 120 kilometrów od Kurczatowa Jezioro Szagan. W wyniku detonacji ładunku o mocy 140 kiloton powstał lej o średnicy 400 metrów. Konwencjonalnymi metodami doprowadzono do niego wodę z pobliskiej rzeki i utworzono jezioro. Aby pokazać, jak jest bezpieczne, sam minister Ministerstwa Średniego Przemysłu Maszynowego ZSRR, odziany jedynie w slipy kąpielowe, demonstracyjnie przepłynął jego długość.

Upadek Związku Radzieckiego pozostawił poligon tak, jak stał. Bez żadnych zabezpieczeń, ochrony. Uzbrojone gangi szabrowników wykradały na sprzedaż, co tylko się dało – kable łączące poszczególne wieże testowe z kwaterą główną, metalowe zbrojenia betonu, z którego budowane były bunkry. Wszystko wysoce radioaktywne.

Dziś, 70 lat od pierwszych testów, gradualnie cichną echa wybuchów. Przyroda opatrunkami złotych stepów zakrywa rany niegdyś popalonej, zmaltretowanej ziemi. Ludzie chodzą po kamieniach, które kiedyś miały radioaktywną moc zabijania. Łowią ryby w atomowym jeziorze i unoszą brew na widok turystów szeleszczących ochronnymi kombinezonami. Funkcjonują tak, jakby nigdy nic się nie stało.

Ale stało się. Świadczą o tym zgięci w pół rodzice, którzy z bólem pleców i serca zajmują się okaleczonymi wskutek promieniowania dziećmi. Świadczą o tym załzawione twarze tych, którzy przedwcześnie żegnają swoich bliskich, co przegrali walkę z rakiem. Świadczą ci, którzy muszą funkcjonować w ciemnościach ślepoty i ciszy głuchoty, bo ktoś kiedyś zdecydował zabawić się w boga, detonując ładunek atomowy. W ramach testu.

Dla nich eksplozje nie ustaną nigdy.

Autorka artykułu: Aleksandra Wiśniewska
Autor zdjęć: Andrzej Wiśniewski
Peryferie.com

***

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na malbork.naszemiasto.pl Nasze Miasto