18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Malbork-Nowy Staw. "Mount Everest" Janusza Radgowskiego na wózku inwalidzkim

Radosław Konczyński
Fot. www.facebook.com/marzeniabezgranic
Niezwykła podróż Janusza Radgowskiego, niepełnosprawnego sportowca, dobiega końca. Jedzie na wózku inwalidzkim z Krakowa do Sopotu, żeby pomóc choremu chłopcu. W poniedziałek był w Malborku, na nocleg zatrzymał się w Nowym Stawie.

Na co dzień mieszka w Domu Pomocy Społecznej w Koszelewie (powiat płocki). Porusza się na wózku, ma amputowaną nogę. Żyje z przeszczepioną nerką, choruje na cukrzycę, nie widzi na jedno oko, a na drugie widzi w 40 procentach. A mimo to postanowił połączyć swoją pasję - sport z pomaganiem innym potrzebującym, konkretnie Czarkowi Olbińskiemu, choremu na mózgowe porażenie dziecięce. Bardzo ważna jest dla niego codzienna rehabilitacja.

Przeczytaj też: Apel o pomoc dla Czarka

I tak to 1 maja Janusz Radgowski wyruszył z krakowskich Błoni do Sopotu na wyprawę "Zdobędę swój Mount Everest", podczas której prowadzi zbiórkę na rzecz 14-letniego chłopca. Granicę powiatu malborskiego przekroczył w poniedziałkowe popołudnie. O godz. 9 wyruszył z Mikołajek Pomorskich do Sztumu i stamtąd drogą krajową nr 55 dotarł do Malborka. Po dojeździe ok. godz. 14 zatrzymał się na postój w okolicy zamku. Potem wyruszył do mety poniedziałkowego etapu, którą był Nowy Staw.

- Miło się jedzie przez Polskę, bo kierowcy dają znać, że nas rozpoznają, i pozdrawiają nas po drodze. Pierwszy niemiły incydent przytrafił nam się dopiero w Sztumie. Za naszą sprawą utworzył się korek w mieście i kierowcy okazywali swoje zniecierpliwienie, ale jak policja puszczała ich obok nas, to zwalniali i patrzyli jak na dziwoląga. Przy okazji podziękowania dla sztumskiej policji, która konwojowała nas przez miasto - opowiadał Janusz Radgowski.

Śmiałkowi towarzyszy jako pilot na rowerze Tomasz "Szamot" Supcziński z akcji społecznej "Marzenia bez granic", a minikolumnę zamyka samochód, za kierownicą którego siedzi Marcin Wieczorek.

Pan Janusz przyznaje, że tej wyprawy nie byłoby, gdyby nie ekipa "Marzeń bez granic". Skontaktował się z Tomaszem Supczińskim i Mają Lewicką, którzy mieli już na koncie organizację wypraw z osobami niepełnosprawnymi na Kilimandżaro oraz Mount Blanc.

Krótko mówiąc, to, co robi Janusz, jest pięknym wyczynem. Wiele osób nie wierzyło, że on tego dokona, a jesteśmy już prawie u celu. Nas jako "Marzenia bez granic" ujął tym, że sam nie jest człowiekiem zdrowym, a chce pomagać innym - mówi Tomasz Supcziński.

W grudniu ubiegłego roku akcja "Marzenia bez granic" zorganizowała koncert charytatywny w toruńskim Lizard Kingu (Tomasz jest z Torunia), podczas którego zebrała pieniądze na wyprawę.

- Jestem bardzo zdrowy duchem - śmieje się pan Janusz, krótko komentując całą listę swoich fizycznych niedomagań, które na trasie znikają w jakiś magiczny sposób. Tyle że magia nie ma tutaj nic do rzeczy, tylko ciężka praca i zaciśnięte zęby. Z myślą o wyprawie na rzecz małego Czarka Janusz Radgowski wziął najpierw udział w czterech maratonach, żeby mieć "przetarcie". Poza tym, wysiłek sportowy nie jest mu obcy, bo w młodości trenował wyczynowo kolarstwo.

"Zdobędę swój Mount Everest" - to wymowne przesłanie maratończyk kieruje także do innych osób, i to nie tylko niepełnosprawnych.

Ta przenośnia tak naprawdę dotyczy każdego człowieka - mówi Janusz Radgowski.

Ekipa zatrzymuje się na nocleg w różnych miejscach, m.in. na plebaniach i u gospodarzy. Rano i wieczorami pan Janusz spotyka się z mieszkańcami, także uczniami miejscowych szkół. Opowiada o swoim życiu, o trwającej wyprawie. A maraton z Krakowa do Sopotu to wydarzenie naprawdę niezwykłe, bo wyzwalające wiele pozytywnych emocji. Na trasie zdarzało się już, że na poszczególnych odcinkach sportowca "odprowadzali" mieszkańcy, np. grupa motocyklistów.

- Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony reakcją ludzi na nasz widok. Super jest to, że ludzie, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, zaczepiają nas po drodze, zapraszają na obiad - śmieje się Tomasz. - Ale niestety musimy odmawiać.

W nocy z poniedziałku na wtorek ekipa "Zdobędę swój Mount Everest" nocuje w Nowym Stawie. Rano wyruszy w drogę do Wiślinki. Tam ostatni postój, a w środę finisz w Sopocie, gdzie na Janusza ma czekać m.in. prezydent Jacek Karnowski.

Zdjęcia z wyprawy można obejrzeć na dwóch profilach na Facebooku: Marzenia bez granic i Zdobędę swój Mount Everest

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malbork.naszemiasto.pl Nasze Miasto