Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Malbork. Prawosławna Wielkanoc u uchodźców z Ukrainy. Wielka Wieczernia Paschalna w kościele na Piaskach

Radosław Konczyński
Radosław Konczyński
Radosław Konczyński
"Chrystos woskres" – zabrzmiało w kościele Zesłania Ducha Świętego na Piaskach. Uchodźcy z Ukrainy przebywający w Malborku i okolicy mogli razem przeżywać prawosławną Wielkanoc. Spotkali się w niedzielne popołudnie (24 kwietnia) na Wielkiej Wieczerni Paschalnej.

Głównie kobiety z dziećmi i starsze panie wzięły udział w niedzielnym prawosławnym nabożeństwie w parafii rzymskokatolickiej pw. Zesłania Ducha Świętego. To tylko potwierdza, kto uciekł przed rosyjską agresją. Miejsce nabożeństwa nieprzypadkowe. W tutejszym domu parafialnym sąsiadującym z kościołem schronienie znalazło już blisko sto osób. Wcześniej uciekinierzy z Ukrainy uczestniczyli w katolickich obchodach świąt wielkanocnych, ale ksiądz proboszcz Leszek Kromka pomyślał, że warto stworzyć im chociaż namiastkę obchodów prawosławnych – takich, jakie mieliby w Ukrainie, gdyby nie wojna.

Stąd pomysł odprawienia w kościele na Piaskach Wielkiej Wieczerni Paschalnej.

- Najpierw zapytałem moich gości, czy sobie tego życzą, bo przecież nic na siłę. Później też przyszli sami ludzie, którzy chcieli takiego nabożeństwa, więc można powiedzieć, że to wyszło i z jednej, i z drugiej strony. Zadzwoniłem więc do proboszcza cerkwi w Braniewie z prośbą o przyjazd – mówi ks. Leszek Kromka, proboszcz parafii Zesłania Ducha Świętego w Malborku.

Dla niego było to coś oczywistego.

Zanim jestem księdzem, jestem człowiekiem. Wszystko się rodzi w sercu, więc był to dla mnie normalny, ludzki odruch. Są święta, naturalne jest, że ci ludzie chcą też przeżywać je według swojego obrządku. Gdybym ja był na obczyźnie, też chciałbym paschę spożywać jako katolik - dodaje ksiądz Leszek.

Wielkanoc to radość, ale ta radość jest niepełna...

Nabożeństwo Wielkiej Wieczerni Paschalnej odprawił ks. Witalis Leonczuk, proboszcz cerkwi Przemienienia Pańskiego w Braniewie. Poświęcił przyniesione do kościoła pokarmy. Na koniec wierni całowali krzyż i otrzymywali jajko jako symbol nowego życia (pomalowane były na żółto i na niebiesko). Ksiądz Witalis złożył też uchodźcom z Ukrainy życzenia, by wojna w ich ojczyźnie jak najszybciej się skończyła.

- Wspomniałem o wartościach chrześcijańskich, przede wszystkim o tym, że zmartwychwstanie Chrystusa jest zwycięstwem dobra nad złem i że tego im życzę: żeby szybko w ich kraju to dobro zwyciężyło, żeby mogli spokojnie wrócić do siebie, żyć normalnie, funkcjonować i planować swoje życie. Teraz nie są w stanie czegokolwiek planować, bo tam jest wojna, żyją więc dniem dzisiejszym. Nie wiadomo, co z nimi będzie, nie wiadomo, jak długo tu będą – mówił nam już po nabożeństwie ks. Witalis Leonczuk.

Duchowny przyznaje, że prowadzenie nabożeństwa w takich okolicznościach dla niego samego również jest dużym przeżyciem.

Wiemy, że ci ludzie są w tragicznej sytuacji. A gdy spotykasz ich bezpośrednio, też bardzo przeżywasz to emocjonalnie. Musimy nieść posługę, ale ciężko jest wewnętrznie, bo po prostu nie da się pogodzić z tym, co się dzieje w Ukrainie. A widząc matki z dziećmi, słysząc niejednokrotne historie o tym, co się z nimi działo w czasie tych działań wojennych, trzeba powiedzieć, że to jest po prostu straszne. Wiadomo, że Wielkanoc jest świętem największym, przepełnionym radością o zmartwychwstałym Chrystusie, ale ta radość jest niepełna w związku z tą sytuacją – mówi proboszcz braniewskiej cerkwi.

Uciekli z Mariupola. Dziękują Polakom za wsparcie

W nabożeństwie wzięli udział nie tylko uchodźcy mieszkający w domu parafialnym na Piaskach, ale także przebywający w prywatnych domach i mieszkaniach. Większa grupa przyjechała autobusem specjalnie zapewnionym przez Miejski Zakład Komunikacji. Uciekinierzy pochodzą z różnych stron Ukrainy, także z Mariupola, który przez Rosjan został praktycznie zrównany z ziemią.

Bardzo ważne jest dla nas, że to nabożeństwo się odbyło. Że mogliśmy się tutaj razem spotkać i usłyszeć te słowa księdza o zwycięstwie dobra nad złem. Ale bardzo ważne jest też dla nas to, jak Polacy podtrzymują nas na duchu i jak nas wspierają na co dzień – mówi Iwan, który wraz z rodziną dotarł do Malborka w drugiej połowie marca.

Zanim wyrwali się z niszczonego przez Rosjan miasta, spędzili trzy tygodnie w piwnicy, chroniąc się przed bombardowaniami. W dziesięć osób dotarli do Malborka. W Mariupolu zostali jego rodzice i dziadkowie, a także szwagier, który odniósł rany w walkach.

Iwan i jego bliscy znaleźli opiekę w prywatnym domu.
- Oni są dla nas już jak rodzina - mówi pan Jan, któremu głos łamie się już na samo wyobrażenie, co przeżywali ludzie, którymi zaopiekował się wraz z żoną.

Malbork. Groby Pańskie w kościołach naszego powiatu na Wielk...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malbork.naszemiasto.pl Nasze Miasto