Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Malbork. Szczur w akcji... Straż Miejska już mniej. Mieszkanka jest zbulwersowana, że strażnicy zbagatelizowali problem

Anna Szade
Fot. Pixabay
To wszystko wydarzyło się na Piaskach. Kiedy mieszkanka zauważyła dziwnie zachowującego się szczura, zawiadomiła Straż Miejską. Funkcjonariusze, owszem, przyjechali. Ale w ramach interwencji… pouczyli kobietę, że może zostać obciążona za to wezwanie, bo w tej sprawie powinna dzwonić do innych służb.

Niedziela, 22 września. Wczesny Ranek. Mieszkanka jednego z domów na Piaskach zauważyła przez okno dziwnie zachowującego się szczura.

- Przemykał w kółko z jednej strony ulicy na drugą. Wybiegła za nim kotka sąsiadów, a szczur uciekał przed nią środkiem chodnika, ale to kotka trzymała się od niego z daleka, jakby się bała. Obydwa zwierzaki zniknęły w jakichś zaroślach, więc pomyślałam: problem z gryzoniem został rozwiązany - opowiada nam Czytelniczka.

Ale ok. godz. 13 znów się pojawił. I, jak mówi kobieta, sprawiał wrażenie jeszcze bardziej pobudzonego. - To mogło świadczyć o chorobie zwierzęcia, może nawet wściekliźnie - dzieli się swoimi wrażeniami.

Dlatego zadzwoniła do Straży Miejskiej. Dyżurny powiedział, że patrol jest w pobliżu i na pewno podjedzie. Faktycznie, ok. 13.15 samochód ze strażnikami pojawił się przed jej domem. Jak relacjonuje nam pani, funkcjonariusze nawet nie wysiedli z samochodu, mieli tylko otworzyć drzwi. Gdy wyjaśniła, o co chodzi, jeden z nich miał jej powiedzieć, że może odpowiedzieć za to „bezcelowe wezwanie”. Jak relacjonuje, miała usłyszeć, że sama powinna zawiadomić odpowiednie służby, bo to dzikie zwierzę i im, strażnikom, nic do tego.

- Jestem starą emerytką, bez komputera, więc jak Straż Miejska ma mnie obciążyć za to, że nie zawiadomiłam, kogo trzeba, bo nie wiedziałam kogo? Przecież zadzwoniłam do Straży Miejskiej, która działa w imieniu właściciela ulicy, a ta jest miejska, zrobiłam to z obywatelskiego obowiązku, z troski o bezpieczeństwo swoje i sąsiadów - mówi zbulwersowana mieszkanka.

Kobieta liczyła, że funkcjonariusze przekażą informację dalej, bo skoro istnieje podejrzenie, że szczur był chory, może tę chorobę roznosić, zarówno na zwierzęta domowe, jak i na ludzi. - To jest kpina, strażnicy biorą pieniądze z naszych podatków i nic nie robią - denerwuje się.

I dodaje, że sama obeszła całą ulicę i powiedziała sąsiadom, których zwierzęta miały kontakt ze szczurem, oraz właścicielowi ogrodu, gdzie często przebywają dzieci, że gryzoń tam wbiegł i wciąż może stanowić zagrożenie. Tak na wszelki wypadek. Choć jej zdaniem powinni to zrobić zaalarmowani przez nią funkcjonariusze, ale ci po krótkiej rozmowie po prostu odjechali.

- Sposób przeprowadzenia interwencji przez strażników był niewłaściwy - przyznaje Tomasz Farysej, komendant Straży Miejskiej w Malborku. - Z tymi strażnikami zostanie przeprowadzona rozmowa na temat właściwego przeprowadzania interwencji. Ja, jak i władze miasta, uważamy, że strażnicy są po to, aby służyć społeczności lokalnej, udzielać pomocy i właściwej porady.

Komendant potwierdza, że strażnicy to zawsze dobry adres, by sygnalizować problemy.
- O zagrożeniach można i należy powiadamiać odpowiednie służby, w tym i Straż Miejską. Jeżeli dana sprawa nie leży w naszych kompetencjach, zawsze informacje o zagrożeniu, zdarzeniu przekazujemy kompetentnym służbom - zapewnia komendant Farysej.

Przyznaje, że to pierwszy raz, gdy do dyżurnego dotarło od mieszkańców jakiekolwiek zgłoszenie o kłopotach ze szczurem. - O problemie została już powiadomiona gospodarz miasta, w której gestii należy przeprowadzanie na przykład odszczurzania - mówi Tomasz Farysej.

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malbork.naszemiasto.pl Nasze Miasto