Niedziela, 22 września. Wczesny Ranek. Mieszkanka jednego z domów na Piaskach zauważyła przez okno dziwnie zachowującego się szczura.
- Przemykał w kółko z jednej strony ulicy na drugą. Wybiegła za nim kotka sąsiadów, a szczur uciekał przed nią środkiem chodnika, ale to kotka trzymała się od niego z daleka, jakby się bała. Obydwa zwierzaki zniknęły w jakichś zaroślach, więc pomyślałam: problem z gryzoniem został rozwiązany - opowiada nam Czytelniczka.
Ale ok. godz. 13 znów się pojawił. I, jak mówi kobieta, sprawiał wrażenie jeszcze bardziej pobudzonego. - To mogło świadczyć o chorobie zwierzęcia, może nawet wściekliźnie - dzieli się swoimi wrażeniami.
Dlatego zadzwoniła do Straży Miejskiej. Dyżurny powiedział, że patrol jest w pobliżu i na pewno podjedzie. Faktycznie, ok. 13.15 samochód ze strażnikami pojawił się przed jej domem. Jak relacjonuje nam pani, funkcjonariusze nawet nie wysiedli z samochodu, mieli tylko otworzyć drzwi. Gdy wyjaśniła, o co chodzi, jeden z nich miał jej powiedzieć, że może odpowiedzieć za to „bezcelowe wezwanie”. Jak relacjonuje, miała usłyszeć, że sama powinna zawiadomić odpowiednie służby, bo to dzikie zwierzę i im, strażnikom, nic do tego.
- Jestem starą emerytką, bez komputera, więc jak Straż Miejska ma mnie obciążyć za to, że nie zawiadomiłam, kogo trzeba, bo nie wiedziałam kogo? Przecież zadzwoniłam do Straży Miejskiej, która działa w imieniu właściciela ulicy, a ta jest miejska, zrobiłam to z obywatelskiego obowiązku, z troski o bezpieczeństwo swoje i sąsiadów - mówi zbulwersowana mieszkanka.
Kobieta liczyła, że funkcjonariusze przekażą informację dalej, bo skoro istnieje podejrzenie, że szczur był chory, może tę chorobę roznosić, zarówno na zwierzęta domowe, jak i na ludzi. - To jest kpina, strażnicy biorą pieniądze z naszych podatków i nic nie robią - denerwuje się.
I dodaje, że sama obeszła całą ulicę i powiedziała sąsiadom, których zwierzęta miały kontakt ze szczurem, oraz właścicielowi ogrodu, gdzie często przebywają dzieci, że gryzoń tam wbiegł i wciąż może stanowić zagrożenie. Tak na wszelki wypadek. Choć jej zdaniem powinni to zrobić zaalarmowani przez nią funkcjonariusze, ale ci po krótkiej rozmowie po prostu odjechali.
- Sposób przeprowadzenia interwencji przez strażników był niewłaściwy - przyznaje Tomasz Farysej, komendant Straży Miejskiej w Malborku. - Z tymi strażnikami zostanie przeprowadzona rozmowa na temat właściwego przeprowadzania interwencji. Ja, jak i władze miasta, uważamy, że strażnicy są po to, aby służyć społeczności lokalnej, udzielać pomocy i właściwej porady.
Komendant potwierdza, że strażnicy to zawsze dobry adres, by sygnalizować problemy.
- O zagrożeniach można i należy powiadamiać odpowiednie służby, w tym i Straż Miejską. Jeżeli dana sprawa nie leży w naszych kompetencjach, zawsze informacje o zagrożeniu, zdarzeniu przekazujemy kompetentnym służbom - zapewnia komendant Farysej.
Przyznaje, że to pierwszy raz, gdy do dyżurnego dotarło od mieszkańców jakiekolwiek zgłoszenie o kłopotach ze szczurem. - O problemie została już powiadomiona gospodarz miasta, w której gestii należy przeprowadzanie na przykład odszczurzania - mówi Tomasz Farysej.
Pensja minimalna 2024
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?