Dawniej trasę 400-metrowego kolektora deszczowego wyznaczyłyby bardzo głębokie wykopy. Trwałoby to wiele miesięcy, nie mówiąc o zniszczeniach, bo pochłonęłyby one wiele ogródków, chodników, jezdni czy garaży, nawet jeśli wybrany zostałby najmniej kolizyjny przebieg. Współczesne metody są inne. Urzędnicy zgadzają się, że specjalistyczną maszynę, która drąży tunel, można porównać do wielkiej dżdżownicy.
- Maszyna jest sterowana komputerem, ma lokalizator, więc wiadomo, w którym miejscu jest głowica. Urobek wraca bokiem, bo maszyna „gryzie” ziemię - mówi Roman Milanowski, inżynier miasta.
Zaraz za maszyną układane są betonowe, metrowe i dwumetrowe rury, które mają uszczelki, więc od razu dość ściśle się łączą. To pozwala praktycznie niezauważenie przejść pod sklepem z materiałami budowlanymi, który znajduje się w tej okolicy, czy pod krajową „55”.
Komora startowa była gotowa do pracy już około dwóch tygodni temu na łuku ul. Broniewskiego. To tam jest najgłośniej, co może przeszkadzać okolicznym sąsiadom. Bo drążenie trwa przez 24 godziny na dobę - i tak przez wszystkie dni tygodnia.
- Ciszę nocną może zakłócać agregat prądotwórczy, który będzie podawał prąd do maszyny wiercącej. Bardzo prosimy wszystkich mieszkańców o wyrozumiałość, zdajemy sobie sprawę, że może to być uciążliwe, zwłaszcza dla tych, którzy potrzebują wypoczynku po pracy - uprzedzał Roman Milanowski.
Jak informuje Urząd Miasta, na razie żadne skargi na wiercenie nie wpłynęły.
Operacja zaczęła się w minioną środę (17 lipca). Według szacunków, około trzech tygodni potrwa wiercenie tunelu w stronę Nogatu. Następnie maszyna zostanie odwrócona, co może zająć nawet dwa tygodnie, a na drążenie kolejnego odcinka w kierunku stacji diagnostycznej na al. Sprzymierzonych trzeba liczyć dwa, trzy tygodnie.
- Zaczynamy na 7 metrach, kończymy na 13 metrach pod skarpą - informuje inżynier miasta. - Tunel z zewnątrz ma średnicę 1720 mm, wewnątrz - 1600 mm, czyli człowiek musiałby schylić głowę. I tu taka ciekawostka, trzeba będzie wejść i przejść całą trasę i sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
To pierwszy taki obiekt w Malborku, więc inwestycji towarzyszy dreszczyk emocji. A spacerek w kolektorze, nawet pustym, tyle metrów pod ziemią, działa na wyobraźnię.
- Na pewno trzeba być w kasku, oczywiście potrzebna będzie lina, maski, latarki - mówi o standardowym zabezpieczeniu ekipy kontrolującej Roman Milanowski.
Ale przed przystąpieniem do prac wszyscy drżeli z innego powodu - nie wiadomo, co maszyna zastanie pod ziemią. Do tej pory nie było w Malborku prac ziemnych na takiej głębokości. Nie chodzi jednak o „zwyczajne” znaleziska na budowach, czyli pozostałości zabytkowych budowli czy niewybuchy.
- Najwięcej problemów mogą sprawić kamienie narzutowe. Głowica kosztuje kilkanaście milionów, po przejściu przez taki głaz może stracić zęby. A jeśli się zatrzyma, to trzeba będzie szukać pieniędzy, by robić komory ratunkowe i naprawiać - wyjaśnia inżynier.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, jesienią kolektor będzie zbierał deszczówkę ze sporej części Wielbarka, czyli z ulic: Szerokiej, Kochanowskiego, Polnej, Tuwima, Dygata, Broniewskiego, Słupeckiej, Korczaka oraz z drugiej strony ul. Głowackiego, z osiedla w okolicach ul. Wejhera.
Koszt całej inwestycji to blisko 12 mln zł, z czego 8 mln 343 tys. 503,07 zł stanowi unijne dofinansowanie pozyskane przez Urząd Miasta.
Kto musi dopłacić do podatków?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
