Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Powodzenie sztuce filmowej zapewnia uroda supergwiazd ekranu

Henryk Tronowicz
Powodzenie sztuce filmowej zapewnia uroda supergwiazd ekranu
Powodzenie sztuce filmowej zapewnia uroda supergwiazd ekranu Pixabay
Nie ma dyskusji i nie ma kina bez kobiet! Kobiety na ekranie pojawiły się w roku 1895, od razu wtedy, kiedy kino narodziło się publicznie, mianowicie w dwuminutowym filmie dokumentalnym Louisa Lumière’a „Wyjście robotników z fabryki Lumière w Lyonie”. Rok później, po drugiej stronie kamery stanęła Alice Guy i nakręciła jednominutową pantomimę „Kapuściana wróżka”.

Nie ma dyskusji i nie ma kina bez kobiet! Kobiety na ekranie pojawiły się w roku 1895, od razu wtedy, kiedy kino narodziło się publicznie, mianowicie w dwuminutowym filmie dokumentalnym Louisa Lumière’a „Wyjście robotników z fabryki Lumière w Lyonie”. Rok później, po drugiej stronie kamery stanęła Alice Guy i nakręciła jednominutową pantomimę „Kapuściana wróżka”.

W dziejach kina niewiele dzieł zaistniało bez udziału kobiet. Toteż pisanie w związku ze sztuką filmową w takim jak nasz - skromnym tekście o kobietach w dziejach kinematografu - można usprawiedliwić jedynie wyjątkowo, toteż proszę o wyrozumienie.

Zapomniana pionierka

Biografowie podają, że Alice Guy wyreżyserowała i wyprodukowała ponad 1000 krótkometrażówek. Tworzyła komedie, filmy przygodowe i romanse. W roku 1906 zrealizowała półgodzinny film „Narodziny, życie i śmierć Chrystusa”, zatrudniając ponad 300 statystów. Po przeniesieniu do Stanów Zjednoczonych założyła w New Jersey własne studio, w którym w roku 1912 - zrealizowała pierwszy film wyłącznie z czarnoskórymi aktorami, obsadzonymi wbrew rasowym stereotypom. Wyrażała własne poglądy. Była w kinie pionierką. Nie podołała konkurencji z wytwórniami hollywoodzkimi.

Francuska szkoła aktorstwa

We Francji boska Sara Bernhardt - wybitna aktorka teatralna - wystąpiła przed kamerą już w roku 1900, w filmie „Pojedynek Hamleta”. Kult gwiazd ekranu rozwijał się wraz z produkcyjnym rozkwitem produkcji hollywoodzkiej. Na ekranach całego świata zaczęły triumfować filmy z udziałem aktorek Asty Nielsen, Mary Pickford, Glorii Swanson.

Sto lat temu Szwedkę Gretę Garbo uznano za ekranowy symbol urody i seksu. Francuzka Danielle Darrieux, w wieku 13 lat zagrała w filmie „Bal” (przypomnę, że jeszcze 20 lat temu podziwialiśmy tę wyśmienitą aktorkę w „8 kobietach” Françoisa Ozona). Kilka lat później na ekranach zadebiutowała Michèle Morgan, którą Marcel Carné obsadził obok Jeana Gabina w swoim arcydziele „Ludzie za mgłą”. Darrieux i Morgan tworzyły piękną kartę klasycznej francuskiej szkoły aktorstwa.

Preludium Bardotki

Dziesięć lat po wojnie w kinie zaświtała epoka gwiazd. Otworzyła ją Brigitte Bardot („I Bóg stworzył kobietę”), ikona seksu, kobieta wyzwolona, wcielona demonstracja kobiecości. Trzykrotna rozwódka. Popularność Bardotki nie miała równych. Przy tym zapowiadała nadejście paryskiej Nowej Fali. Wstrzymajmy oddech, bo paryska obyczajowa rewolucja dopiero miała nadejść. Jej uosobieniem stała się seksbomba Martine Carol. Ale w tamtym czasie zaczęły się pojawiać wybitne aktorki, tj. Marina Vlady, Anouk Aimee, Jeanne Moreau, Emeneulle Riva, Catherine Deneuve.

Młodsze pokolenie kontynuowało doskonale dokonania tej formacji: Isabelle Adjani, Sophie Marсeau (była żoną Andrzeja Żuławskiego), Isabelle Huppert (ostatnio zagrała epizod w filmie Skolimowskiego „Io”), Irène Jacob (zagrała główną rolę w „Podwójnym życiu Weroniki” Krzysztofa Kieślowskiego), Emmanuelle Seigner (prywatnie żona Romana Polańskiego), Juliette Binoche (wystąpiła w „Sponsoringu” Małgorzaty Szumowskiej).

Polowanie na wampy

Uroda aktorek aspirujących do objęcia unikatowych ról filmowych intrygowała reżyserów od zawsze. Z uwielbienia dla kobiet słynął Charlie Chaplin, który angażował się w skandaliczne romanse. Miał cztery żony i jedenaścioro dzieci; ośmioro spośród nich z młodszą od niego o 36 lat, Ooną O’Neill. Z kolei Orson Welles - już po rozwodzie z Ritą Hayworth - obsadził ją w „Damie z Szanghaju”. Alfred Hitchcock kochał się bez wzajemności w blondynkach, które angażował do swoich filmów. Partnerek bez liku miał Ingmar Bergman, który rozwodził się cztery razy (i doczekał się dziewięciorga dzieci). Będąc zaś w mocno zawiłym związku z norweską aktorką Liv Ullmann, pod koniec życia napisał scenariusz filmu „Wiarołomni”, który Ullmann w roku 2000 wyreżyserowała osobiście.

A znów Federico Felliniemu, który nakręcił „Miasto kobiet” i „Casanovę”, marzyło się spotkanie sam na sam z Mae West, aktorką o licencji nienasyconego wampa, która nic sobie nie robiła z tabu amerykańskiej moralności.

ZOBACZ TAKŻE: Dzień Kobiet 2023. Ile pań mieszka w Gdańsku? Które dzielnice miasta są najbardziej żeńskie? Tak wyglądają statystyki!

Męstwo kobiet za kamerą

Rzućmy teraz okiem na kilka kobiet, które zdobyły się na odwagę i pokusiły się o kręcenie własnych filmów autorskich. Wśród nich na czoło wybija się francuska reżyserka Agnès Varda, zajmująca się równocześnie fotografiką artystyczną. Varda została uznana za prekursorkę paryskiej Nowej Fali. Jej legendarny reżyserski debiut „La Pointe Courte” (film w Polsce nie był wyświetlany), o pięć lat wyprzedzał dzieła Chabrola, Truffauta i Godarda (notabene z Godardem Varda grywała w pokera). Niektórzy wnikliwi recenzenci rezygnują z klasyfikowania dzieł reżyserki. A na przykład polski krytyk Michał Oleszczyk zwrócił uwagę na opór, jaki „dorobek Vardy stawia interpretacjom feministycznym”. Wszelako jej nienagannie skrojone filmy - „Cleo od 5 do 7”, czy „Szczęście”, prowokują do zasadniczych sporów o egzystencjalne obyczajowe pryncypia.

Wielobarwne odcienie feminizmu

Jedną z najważniejszych autorek kina europejskiego jest belgijska reżyserka Chantal Akerman. Jej feministyczne kino w swojej najgłębszej warstwie dotyka znaczenia rytuału umożliwiającego życie po traumie - po Zagładzie. Dla Akerman, córki polskich Żydów, temat Szoa stał się jednym z kluczowych wątków jej twórczości, manifestującym się w realizowanych przez nią fabułach, esejach, instalacjach, będących zapisem doświadczeń tzw. drugiego pokolenia.

Do feminizmu nie przyznaje się słynna niemiecka autorka Margarethe von Trotta, której twórczość z polskich ekranów szerzej nie jest znana. Do dyskursywnych wątków feminizmu za to skłania twórczość nowozelandzkiej reżyserki Jane Campion. Cudownie rozwichrzona narracja jej filmu „Sweety”, czy ekranowe spekulacje wokół wieloznacznych męsko-damskich postaw w filmie „Fortepian”, nadają bulwersujący posmak sztuki kina.

Za feministyczne i kapryśne uchodziło kino czeskiej autorki Věry Chytilovej, która z początku realizowała dokumenty w stylu cinéma-verité („Worek pcheł”), a która zasłynęła dzięki filmowi „O czymś innym”, łącząc brawurowo-ekranowy opis losów dwóch nieznajomych bohaterek, które nigdy się nie zetkną. Chytilova w roku 1968, po likwidacji twórczych swobód czeskiej praskiej wiosny, kiedy legion wybitnych reżyserów z Milošem Formanem na czele Czechosłowację opuściło, została zmuszona do kilkuletniego milczenia. Dopiero w roku 1976 błysnęła swoim farsowym humorem w filmie „Gra o jabłko”, ciętą rozprawą z męskim egoizmem, powierzając aktorską interpretację postaci bohatera Jiřemu Menzlowi, twórcy „Pociągów pod specjalnym nadzorem”.

Damy kina polskiego

W kinie polskim za patronkę artystek, które postanowiły reżyserować filmy uznać trzeba Wandę Jakubowską, która już dwa lata po II wojnie stworzyła „Ostatni etap”, na wpół dokumentalną, opowieść o losach więźniarek w niemieckim kombinacie śmierci w Oświęcimiu. W filmie Jakubowskiej wystąpiły między innymi znakomite, rzadko dziś przypominane aktorki Aleksandra Śląska, Alina Janowska i Barbara Drapińska.

Potem przez długie lata polskie reżyserski nie umiały zdobyć się na okazanie twórczej pasji, własnego języka. Dopiero w połowie lat siedemdziesiątych Agnieszka Holland, po powrocie z Pragi, gdzie odbywając studia filmowe pod kierunkiem szacownych mistrzów Ivana Passera i Evalda Schorma, okazała dostrzeżony na świecie reżyserski pazur. Jej filmy trzykrotnie były nominowane do Oscara.

Krakowska biografistka Agnieszki Holland, Mariola Jankun-Dopartowa, jeden ze szkiców poświęconych reżyserce, kończy finezyjną refleksją: „Dokonując przeglądu bohaterów Holland, nie sposób pominąć portretów kobiet. Od filmu »Zdjęcia próbne«, w jej twórczości przewija się stały motyw kobiet silniejszych psychicznie od mężczyzn, odporniejszych na życiowe wstrząsy, a nawet mobilizowanych przez życiowe przeciwności. Nie zmienia to, na ogół, pewnej prawidłowości - kobiety w twórczości Agnieszki Holland stają się ofiarami słabych mężczyzn”. Zeszłoroczny festiwal polskich filmów fabularnych w Gdyni przyniósł kilka dzieł obiecująco wyreżyserowanych przez adeptki tej wymagającej silnej kondycji profesji. Na marginesie zauważmy, że Agnieszka Osiecka ukończyła łódzką Filmówkę, a jednak na zrobieniu filmu dyplomowego poprzestała.

Polecjaka Google News - Dziennik Bałtycki
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Powodzenie sztuce filmowej zapewnia uroda supergwiazd ekranu - Dziennik Bałtycki

Wróć na malbork.naszemiasto.pl Nasze Miasto