Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rodzina zaginionego paralotniarza wynajęła detektywów. Poszukiwani są świadkowie

Agata Cymanowska
Fot. archiwum rodzinne
Minął już miesiąc od zaginięcia Grzegorza Miąskowskiego, paralotniarza z Cedrów Wielkich, który 2 kwietnia rano wystartował z Błotnika. Rodzina zaginionego wynajęła detektywów. Poszukiwani są świadkowie, także z powiatów malborskiego i nowodworskiego.

48-letni Grzegorz Miąskowski, tak jak zwykł to czynić, wystartował swoją paralotnią 2 kwietnia ok. godz. 8 z okolic przystani jachtowej w Błotniku. Ubrany był w czarne spodnie narciarskie i czarno-jaskrawozieloną kurtkę. Posiadał przy sobie portfel z dokumentami, telefon marki Samsung oraz aparat fotograficzny (lustrzanka) tej samej marki. Lotu nie zgłosił, miał latać tylko po najbliższej okolicy, do tego na małej wysokości. Nie zabrał ze sobą nawet rękawic. Jak ustalili detektywi, paliwa w silniku miał na ok. dwie godziny lotu. W domu planował pojawić się tego dnia koło południa, ale tam nie dotarł, a kontakt telefoniczny się urwał. Na miejscu startu znaleziono jego samochód. Grzegorz Miąskowski jest uznawany za zaginionego już od ponad miesiąca...

Dorota Zwolak, sołtys Cedrów Wielkich, mówi, że 2 kwietnia rano mieszkańcy widzieli, jak ktoś lata nad ich miejscowością od strony Pruszcza Gdańskiego. - Nie wiem, czy to był on. Mgła była i ludzie dziwili się, że ktoś lata w taką pogodę, ale uznali, że skoro wystartował, to wie, co robi - mówi. - Zdarza się, że nad naszą miejscowością latają paralotnie, a nawet balony. To przyciąga uwagę.

Policyjne akta sprawy są coraz obszerniejsze. Do poszukiwań w miejscu ostatniego logowania się telefonu zaginionego - m.in. w okolicach wyspy Ostrów i terenów stoczniowych - wykorzystano łódź z sonarem należącą do Straży Granicznej w Gdańsku. W akcji brali też m.in. udział płetwonurkowie SPAP gdańskiej KWP (policyjni antyterroryści). Sprawdzano akweny łodziami referatu wodnego gdańskiej policji. Rzekę Wisłę, od ujścia rzeki do Mostu Knybawskiego w Tczewie, przeczesywali policjanci z Pruszcza Gd., Nowego Dworu, Tczewa i Malborka. Jeśli chodzi o powiat malborski, policjantów w działaniach przeprowadzonych w gminie Lichnowy w drugiej połowie kwietnia wspierali strażacy-ochotnicy.

Policja zapewnia, że wciąż weryfikuje różne tropy i przesłuchuje potencjalnych świadków feralnego lotu. Po emisji programu telewizyjnego „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”, w którym wystąpili żona i syn zaginionego, zaczęły zgłaszać się kolejne osoby, które twierdzą, że mogły widzieć 48-latka w dniu lotu.

- Wystąpiliśmy też do instytucji międzynarodowych, w tym strony rosyjskiej, z prośbą o ustalenie, czy zaginiony nie był widziany lub nie korzystał z opieki medycznej na ich terenie. Czekamy na odpowiedzi - mówi sierż. Jakub Radziwilski z pruszczańskiej policji.

Pojawiły się bowiem przypuszczenia, że paralotniarz mógł dolecieć aż do obwodu kaliningradzkiego.

Rodzina wierzy, że mężczyznę uda się odnaleźć, i wciąż szuka.
- Razem z rodziną, znajomymi i znajomymi znajomych rozwieszamy plakaty, przeczesujemy lasy, brzegi Wisły. Mieliśmy sygnał, że mąż był widziany żywy na Stogach, miał nawet chleb kupować w sklepie, a widziała go osoba, która zna męża. Może na skutek urazu stracił pamięć? - mówi Katarzyna Miąskowska, żona zaginionego.

Tę wersję wyklucza Przemek Strybulewicz, detektyw z biura detektywistycznego w Radomiu, które specjalizuje się w poszukiwaniach zaginionych. Po pomoc zwrócili się do niego bliscy zaginionego paralotniarza.

- Sprawdziliśmy wskazane adresy na gdańskich Stogach. Okazało się, że mężczyzna, który był widziany, jak przez kilka dni kupował chleb w jednym ze sklepów, jest bardzo podobny do zaginionego, ale to nie on - mówi Strybulewicz.

Ostatnio detektywi z rodziną i strażakami-ochotnikami przeczesywali m.in. lasy w okolicach miejscowości Jantar i Mikoszewo.

- Dotarliśmy do świadków, którzy twierdzą, że widzieli paralotniarza 2 kwietnia rano nad Zalewem Wiślanym i w okolicach pobliskich wąwozów. Poszukujemy kolejnych osób, np. wędkarzy, którzy byli w tym czasie w tym miejscu, a także osób, które widziały startującego paralotniarza w Błotniku - mówi Strybulewicz.

***
Grzegorz Miąskowski do chwili zaginięcia prowadził sklep ogólnospożywczy na Trakcie św. Wojciecha w Gdańsku. Mieszka z rodziną w Cedrach Wielkich. To doświadczony paralotniarz. Paralotniarstwo to jego pasja już od dwunastu lat. Jak ustaliliśmy, ma ok. tysiąca godzin nalotu.

Rysopis: zaginiony ma ok. 166-170 cm wzrostu, masywną budowę ciała, niebieskie oczy, jasne włosy. Miał na sobie czarne spodnie narciarskie i czarną kurtkę z jaskrawozieloną górą.
Paralotnia jest pomarańczowo-biało-zielona.

Osoby, które mogą udzielić informacji w tej sprawie powinny skontaktować się policją: dyżurny 58 78-54-222, z rodziną pod nr tel. 507 023 807 lub z z detektywem Przemkiem Strybulewiczem pod nr tel. 690 947 007

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malbork.naszemiasto.pl Nasze Miasto