Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szkoły wolnościowe zmieniają polską edukację. Rozmawiamy z Marianną Kłosińską – założycielką Wolnej Szkoły Demokratycznej Bullerbyn

Magdalena Konczal
Magdalena Konczal
Archiwum Wolnej Szkoły Demokratycznej Bullerbyn
Szkoła demokratyczna to miejsce, którego nie powinniśmy zestawiać z tradycyjną placówką szkolną. Dlaczego? Wszystko jest tutaj inne. Nie ma klas ani lekcji. Rolę nauczycieli pełnią warsztatowcy i tutorzy. Dzieci i młodzież wiedzę zdobywają przez swobodną zabawę i własne doświadczenie. Mogą aktywnie uczestniczyć w tutoringach albo… przeleżeć cały dzień w łóżku. Decyzja należy do nich samych. Nie ma obowiązkowych zajęć, kartkówek czy przymuszania do nauki. I wreszcie – gdy zdejmie się z barków uczniów cały ten niepotrzebny ciężar – okazuje się, że proces uczenia się może przebiegać w sposób swobodny i przynosić realne efekty. O to, jak wygląda rzeczywistość w Wolnej Szkole Demokratycznej Bullerbyn, zapytaliśmy Mariannę Kłosińską.

Szkoła demokratyczna. Czego dzieci się tam uczą i jak wygląda rzeczywistość w Wolnej Szkole Demokratycznej Bullerbyn?

Zanim powiemy, jak wygląda dzień w szkole demokratycznej, powinniśmy pozbyć się wszelkich skojarzeń, które od razu przychodzą nam do głowy, gdy słyszymy słowo „szkoła”. Bo tutaj nie ma ławek, planu lekcji i dominacji nauczyciela nad uczniem. Jest za to społeczność, w której skład wchodzą zarówno dorośli w tym kadra techniczna czy zarządzająca, jak i dzieci oraz młodzież. I to właśnie dobrostan psychiczny i fizyczny poszczególnych osób, a także realizacja osobistych celów, jak przekonuje Marianna Kłosińska, są najważniejszymi elementami funkcjonowania w szkole demokratycznej.

– Założenia są bardzo proste – mówi nasza rozmówczyni. – U podstaw leżą dwa filary: autonomia i społeczność. Każda osoba, będąca w społeczności szkolnej ma pełną decyzyjność co do własnej aktywności. Ale musi dogadywać się z innymi w taki sposób, by jej wolność nie tworzyła konfliktu z wolnością drugiej osoby.

Szkoły wolnościowe zmieniają polską edukację. Rozmawiamy z Marianną Kłosińską – założycielką Wolnej Szkoły Demokratycznej Bullerbyn
Archiwum Wolnej Szkoły Demokratycznej Bullerbyn

Pytamy założycielkę Wolnej Szkoły Demokratycznej Bullerbyn, jak u nich przebiega typowy dzień. Słyszymy odpowiedź: „to zależy”, która jeszcze wielokrotnie będzie padała w trakcie naszej rozmowy. W szkole demokratycznej jest określony rytm dnia i tygodnia z jego stałymi punktami, ale równocześnie panuje tu bardzo duża dowolność. Każdy z członków społeczności ma prawo sam zadecydować, w jaki sposób zamierza spędzać dzień.

– Ktoś może na przykład podjąć decyzję, że chce cały dzień przeleżeć w łóżku i to jest jak najbardziej akceptowane – opowiada Marianna Kłosińska. – Oczywiście, jeśli dana osoba cały dzień leży w łóżku, dlatego że czuje się źle psychicznie lub fizycznie, to rolą dorosłych, którzy są w szkole, jest wsparcie tej osoby i dowiedzenie się, co takiego się dzieje.

Szkoły wolnościowe zmieniają polską edukację. Rozmawiamy z Marianną Kłosińską – założycielką Wolnej Szkoły Demokratycznej Bullerbyn
Archiwum Wolnej Szkoły Demokratycznej Bullerbyn

Zazwyczaj wszystko zaczyna się od spotkania w kręgu, który w Wolnej Szkole Demokratycznej Bullerbyn nazywany jest Powitajką. Społeczność szkolna (licząca około 60-70 osób, w tym 50 podopiecznych w wieku od 7 do 19 lat) rozpoczyna dzień, a każdy z jej członków ma możliwość poruszenia spraw, które są dla niego ważne. Po takim poranku uczniowie mogą (choć nie muszą) udać się na tutoringi – zajęcia prowadzone przez osoby, które w klasycznej edukacji nazwalibyśmy nauczycielami. W szkole demokratycznej jednak nikt nikogo nie naucza. To młodzi ludzie uczą się sami, w momencie, gdy uznają, że dana kompetencja jest im do czegoś potrzebna.

Niekiedy część dzieci udaje się do zaprzyjaźnionej Stacji Badawczej, gdzie organizowane są warsztaty, w tym tajemniczo brzmiące Inspitarornia, FabLab, czy Malort. Po obiedzie odbywa się dalsza część tutoringów, ale wychowankowie Wolnej Szkoły Demokratycznej Bullerbyn mają też czas na inne aktywności. Raz w miesiącu odbywa się tu Konferencja Naukowa, która jest odpowiednikiem egzaminów klasyfikacyjnych, które muszą zdać dzieci będące w edukacji domowej. Dzieje się tak dlatego, że wszystkie dzieci tutaj spełniają obowiązek szkolny poza szkołą.

– U nas jest przestrzeń na to, by samodzielnie organizować sobie dzień, realizować własne pomysły na siebie, spędzać czas na swobodnej zabawie czy budowaniu relacji z rówieśnikami – zaznacza Marianna Kłosińska.

Szkoły wolnościowe zmieniają polską edukację. Rozmawiamy z Marianną Kłosińską – założycielką Wolnej Szkoły Demokratycznej Bullerbyn
Archiwum Wolnej Szkoły Demokratycznej Bullerbyn

Podopieczni (choć w pierwszym odruchu chciałoby się napisać: uczniowie) co tydzień wyjeżdżają na zieloną szkołę. To właśnie w Wiosce Bullerbyn na dużym ponadhektarowym kampusie położonym w wiejsko-leśnym terenie pod Warszawą, na którym znajdują się m.in. duży dom, kilka szwedzkich drewnianych domków, namioty tipi, zagroda ze zwierzętami, błociarnia, leśny zagajnik ze strefą balansu i domkiem na drzewie, boisko oraz miejsce na ognisko – młodzi ludzie bawią się i uczą z dala od zgiełku miasta.

– Młodsi uczniowie wracają do domów po obiedzie, a starsi mogą zostać aż do środy. Większość osób się na to decyduje. Wówczas mieszkają na kampusie – tłumaczy Marianna Kłosińska.

Szkoły wolnościowe zmieniają polską edukację. Rozmawiamy z Marianną Kłosińską – założycielką Wolnej Szkoły Demokratycznej Bullerbyn
Archiwum Wolnej Szkoły Demokratycznej Bullerbyn

Szkoła demokratyczna jest więc też przestrzenią, w której młodzi ludzie mają szansę nawiązywać bliską relację z naturą. Przykładowe rozrywki? Gry terenowe, zabawny w błotnych kałużach czy pluskanie się w leśnym strumyku. Co ważne, to właśnie dzieci i młodzi ludzie są bardzo często inicjatorami tych aktywności.

Idea i założenia. Jak uczą się dzieci w szkole demokratycznej?

Szkoła demokratyczna wydaje się odwróceniem wszystkiego tego, co sami znamy z tradycyjnej edukacji. Właśnie dlatego z ciekawością dopytujemy, jak wyglądają warsztaty czy tutoringi przeprowadzane w Wolnej Szkole Demokratycznej Bullerbyn.

Szkoły wolnościowe zmieniają polską edukację. Rozmawiamy z Marianną Kłosińską – założycielką Wolnej Szkoły Demokratycznej Bullerbyn
Archiwum Wolnej Szkoły Demokratycznej Bullerbyn

– Warsztaty związane są z zagadnieniami, obejmującymi podstawę programową – opowiada Marianna Kłosińska. – Chodzi o to, by dziecko przebywało w realnym doświadczeniu, związanym z wiedzą i umiejętnościami. Mamy zajęcia z chemii, przyrody, biologii czy historii. Warsztaty przeznaczone są dla konkretnych grup wiekowych, ale każdy ma prawo sam zadecydować, czy chce uczestniczyć w zajęciach dla swojej grupy wiekowej, czy też dla innej.

Zajęcia różnią się od tych, które odbywają się w szkole konwencjonalnej, nie tylko fakultatywnością, ale także sposobem przekazywania wiedzy. Podopieczni mają szansę uczestniczyć w przeprowadzaniu doświadczeń chemicznych i poznają historię przez doświadczenie historii własnej rodziny czy miasta. Słuchają i zgłębiają wiedzę w momencie, gdy naprawdę mają na to ochotę, a nie dlatego, że za chwilę czeka ich kartkówka.

Szkoła demokratyczna tak bardzo różni się od tej konwencjonalnej, ponieważ została oparta na zupełnie innych założeniach. Jeśli chwilę się nad tym zastanowimy i spróbujemy odszkolnić nasze myślenie, możemy dojść do wniosku, że to jedna z najbardziej naturalnych form zdobywania nowych kompetencji. To nie nauczyciel przekazuje uczniowi wiedzę, a później weryfikuje ją przez sprawdziany. Dziecko samo, kierowane własną ciekawością, zaczyna zgłębiać temat i szukać narzędzi, które pozwolą mu na uzyskanie nowej umiejętności.

– Wszystko zależy od tego, w jaki sposób my rozumiemy proces uczenia się. Mamy w sobie taki natychmiastowy mechanizm, żeby edukację kojarzyć z zakuwaniem i nauką stricte akademicką, a więc biorę podręcznik i uczę się tego, co tam jest napisane. Ale uczenie się należy rozumieć znacznie szerzej, bo to proces, który trwa permanentnie – mówi Marianna Kłosińska.

Jak więc inaczej dziecko może nauczyć się na przykład pisania, jeśli nie przez mozolne kreślenie niekształtnych literek w zeszycie? Założycielka Wolnej Szkoły Demokratycznej Bullerbyn przekonuje, że sposobów jest całe mnóstwo.

Szkoły wolnościowe zmieniają polską edukację. Rozmawiamy z Marianną Kłosińską – założycielką Wolnej Szkoły Demokratycznej Bullerbyn
Archiwum Wolnej Szkoły Demokratycznej Bullerbyn

– Dzieci robią plakaty, piszą do siebie listy czy swoje własne książki. Robią wszystko to, co związane ze swobodną zabawą – opowiada nasza rozmówczyni.

I dopiero wówczas, gdy budzi się w nich motywacja wewnętrzna, są w stanie się uczyć. Idea szkoły demokratycznej pokazuje, że w rzeczywistości wcale nie trzeba skrupulatnie organizować dziecku czasu, sadzać je w ławce i kontrolować. Wystarczy dać mu przestrzeń do własnych wyborów.

– Osobom, które przeszły przez szkoły konwencjonalne, trudno jest sobie wyobrazić, że dziecko w klasach 1-3 może rozwijać się w sposób naturalny i że jest to efektywny rozwój. Natomiast my przez 10 lat prowadzenia szkoły demokratycznej widzimy, że rozwój dzieci jest niesamowity – zaznacza Marianna Kłosińska.

Egzaminy w szkole demokratycznej

A skoro już o efektywności mowa, to z pewnością znajdzie się spora grupa osób, która zapyta, czy rzeczywiście dziecko samo z siebie będzie w stanie zdobyć odpowiednie kompetencje i umiejętności. Padnie też oczywiście pytanie, które my-dorośli, tak często lubimy zadawać: a co z wynikami egzaminów?

Dzieci uczęszczające do szkoły demokratycznej formalnie przebywają na edukacji domowej. W związku z tym nie ma obowiązku, by spełniać określone normy narzucane placówkom przez prawo oświatowe. Jedynym obowiązkiem, tak jak każdego ucznia, uczącego się w domu, jest zdanie egzaminów klasyfikacyjnych. W Wolnej Szkole Demokratycznej Bullebryn taki egzamin nazywa się Konferencją Naukowa. Przeprowadzane są też egzaminy zewnętrzne.

Szkoły wolnościowe zmieniają polską edukację. Rozmawiamy z Marianną Kłosińską – założycielką Wolnej Szkoły Demokratycznej Bullerbyn
Archiwum Wolnej Szkoły Demokratycznej Bullerbyn

Matura czy egzamin ósmoklasisty organizowane są dokładnie tak, jak zostało to przewidziane przez Centralną Komisję Egzaminacyjną. Nasze dzieci przechodzą przez te egzaminy bez problemu – tłumaczy Marianna Kłosińska. – Model nauki związany z osobistą motywacją ucznia naprawdę jest skuteczny.

Młodzi ludzie mają prawo samemu decydować o sobie. Jedna z podopiecznych może na przykład chcieć wybrać się do standardowego liceum i wówczas wie, że do egzaminów trzeba się solidnie przygotować, by uzyskać dobry wynik. Ktoś inny stwierdzi, że nie jest to dla niego istotne i wybierze dla siebie zupełnie inną ścieżkę. Przy okazji każdy z nich nabywa umiejętności: planowania i podejmowania decyzji, a także zyskuje samoświadomość.

Szkoły wolnościowe zmieniają polską edukację. Rozmawiamy z Marianną Kłosińską – założycielką Wolnej Szkoły Demokratycznej Bullerbyn
Archiwum Wolnej Szkoły Demokratycznej Bullerbyn

– Dla nas ważne jest też to, by dzieci nie wchodziły na egzamin z podwyższonym poziomem stresu. Kortyzol sprawia, że spinamy się i wówczas blokują się neuronalne ścieżki dostępu do tego, co wiemy i umiemy. Dbamy więc o to, by młodzi ludzie na egzaminie czuli się przede wszystkim bezpiecznie – opowiada założycielka Wolnej Szkoły Demokratycznej Bullerbyn.

Łąka i trawnik. Co uczniom daje szkoła demokratyczna?

Niczym nieskrępowany rozwój. Możliwość decydowania o sobie. Kontrola nad własnym procesem edukacyjnym. Przestrzeń na zabawę i budowanie relacji społecznych. Nauka przez wewnętrzną, a nie zewnętrzną motywację. I – co ważne – edukacja, która nie zamyka się za salą lekcyjną, ale trwa non stop.

Takimi słowami w wielkim skrócie można by opisać rzeczywistość w szkole demokratycznej. Oczywiście, jak to w każdej społeczności bywa, pojawiają się problemy, ale każdy z członków grupy uczy się je rozwiązywać i ma świadomość, że może brać udział w tym procesie, a nie jest jedynie biernym wykonawcą czynności zleconych przez dorosłego.

Jak przekonuje Marianna Kłosińska, wcale nie ma potrzeby, by organizować dzieciom czas czy je kontrolować. Wystarczy zapewnić najmłodszym przestrzeń do tego, by móc realizować własne cele, bawić się, a czasami po prostu usiąść i odpocząć. Gdzieś tam, obok, jest dorosły, który towarzyszy – podopieczny może w każdej chwili zwrócić się do niego z problemem, zapytać, poprosić o radę.

– Ja bym to porównała do trawnika i łąki – mówi Marianna Kłosińska. – Kiedy dzieci chodzą do szkoły konwencjonalnej, to ich rozwój przebiega tak, jak rozwój murawy na boisku. W trosce o trawnik staramy się, by trawa była równiutka, przycinamy ją. Chcemy, żeby każde źdźbło trawy było identyczne. Natomiast w rozwoju naturalnym, który jest obecny także w szkole demokratycznej, mamy do czynienia z łąką. Są tutaj zarówno stokrotki, jak i inne bujnie rozwijające się rośliny. Każda z nich może rosnąć tak, jak chce.

***

Marianna Kłosińska – matka trojga dorosłych już dzieci, założycielka Fundacji Bullerbyn i Fundacji Dzieci Mają Głos. Dyrektorka trzech szkół. W 2013 roku z jej inicjatywy powstała Wolna Szkoła Demokratyczna Bullerbyn oparta o idee wolnej edukacji.

Ucz się i pracuj wszędzie tam, gdzie Ci wygodnie!

Materiały promocyjne partnera
od 12 latprzemoc
Wideo

Akcja cyberpolicji z Gdańska: podejrzani oszukali 300 osób

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na malbork.naszemiasto.pl Nasze Miasto