Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wśród żołnierzy 71 BLP w Malborku jest honorowa dawczyni komórek macierzystych. Uratowała chłopca ze Słowacji chorującego na białaczkę

red.
Fot. 7 PBOT
7 Pomorska Obrona Brygady Terytorialnej ma swoich szeregach żołnierzy z wielu środowisk, o różnych zawodach, zainteresowaniach, pasjach. W 71 Batalionie Lekkiej Piechoty w Malborku służy m.in. bliźniak genetyczny, który na co co dzień jest urzędnikiem w administracji samorządu wojewódzkiego. Poniżej materiał Macieja Szalbierza z 7 PBOT na ten temat.

Katarzyna Szczuka ma 38 lat. Mama dwóch córek. Gdańszczanka od ponad 18 lat. Pracuje w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Pomorskiego jako zastępca dyrektora Departamentu Europejskiego Funduszu Społecznego.

- Mam ogromną satysfakcję z tego, że pracuję w miejscu, które tworzy wieloletnie plany i strategie rozwoju województwa, tak ważne dla mieszkańców. Razem ze współpracownikami rozliczamy projekty finansowane z Unii Europejskiej w ramach EFS w obszarze edukacji, rynku pracy oraz integracji społecznej. To bardzo odpowiedzialna praca związana z zarządzaniem finansowym. Na porządku dziennym wymagana jest znajomość ustaw, przepisów czy wytycznych - wyjaśnia.

W swoim departamencie Katarzyna jest odpowiedzialna za zespół 80 pracowników.
- Współpraca i szacunek to podstawowe wartości w mojej pracy - podkreśla. - Szanujemy siebie, swoje zdanie i poglądy. Potrafimy rozmawiać, co w dzisiejszych czasach i tempie życia staje się rzadkością.

W maju br. pani dyrektor podjęła się nietypowego wyzwania - wstąpiła w szeregi 7 Pomorskiej Brygady Obrony Terytorialnej im. kpt. mar. Adama Dedio i na co dzień służby w 71 Batalionie Lekkiej Piechoty w Malborku.

- Ta decyzja wynikała po pierwsze z tego, że dziadek, jako żołnierz AK, często opowiadał o wojsku i służbie w czasach II wojny światowej. Ale w jego historii, oprócz walki za Ojczyznę, można było dostrzec oddanie, braterstwo, patriotyzm i silną wolę. Jako mała dziewczynka słuchałam go z zainteresowaniem i myślałam już wtedy, że chciałabym być tak dzielna jak on. Dzisiaj, już jako żołnierz, mogę realizować swoje marzenia, a tym samym oddać hołd osobom takim jak mój dziadek - opowiada Katarzyna Szczuka. - Druga kwestia to terytorialność WOT, a zatem mogę służyć w niedużej odległości od miejsca zamieszkania. Teraz wspieram więc lokalną społeczność nie tylko w ramach pracy zawodowej, ale także jako żołnierz. W mojej codziennej pracy bardzo ważne są takie cechy, jak odporność na stres, współpraca, umiejętność zarządzania zespołem, komunikatywność czy sumienność. I tego rodzaju umiejętności mogę również wykorzystać w WOT. A po trzecie - chciałam po prostu sprawdzić się. Czy jako drobna kobieta jestem w stanie maszerować 12 kilometrów z ponad 20-kilogramowym plecakiem? Okazało się, że jestem w stanie, a siły i motywacji dodają mi dzieci.

Nie można nie wspomnieć, że w 2014 roku Kasia zapisała się do bazy dawców Fundacji DKMS.

- Życie mamy tylko jedno i od nas samych zależy, jak je przeżyjemy. Moi rodzice zawsze powtarzali: "Co siejesz, to i zbierasz, a dobro zawsze wraca". I tego się będę trzymać. W momencie, kiedy zdecydowałam się zostać dawcą szpiku, przypadała okrągła rocznica śmierci zarówno mojej mamy, jak i taty. I to zaważyło na mojej decyzji - wyjaśnia.

Ledwie cztery miesiące później zadzwonił telefon z Fundacji DKMS: "Jest pani bliźniakiem genetycznym". Najpierw pomyślała, że to jakiś żart, bo nie miała jeszcze nawet założonej karty dawcy.

- Jednak im w rozmowie padało więcej szczegółów dotyczących kolejnych badań, tym bardziej przekonywałam się, że to prawda. Byłam bardzo wzruszona, serce waliło mi potwornie! Ale też czułam ogromną radość, że ktoś oczekuje na moją pomoc, a ja mogę jej udzielić. Nie wiedziałam jeszcze nic o tym, kto to jest, jaką ma płeć, w jakim jest wieku, skąd pochodzi - opowiada Katarzyna.

Komórki macierzyste pobrano z talerza kości biodrowej. Zabieg przeprowadzono pod narkozą, Kasia obudziła się po pięciu godzinach.

- W ogóle nie myślałam, że może mi się coś stać. Raczej myślałam o drugiej stronie, o tym, że oddanie cząstki siebie nic nas nie kosztuje, a może komuś pomóc uratować życie. Dopiero po operacji dowiedziałam się, że biorcą był chłopiec ze Słowacji. I wtedy zwyczajnie się rozpłakałam! Sam zabieg był dużym przedsięwzięciem logistycznym. Na pobrany ode mnie materiał czekał już kurier, który bardzo szybko musiał zawieźć go do słowackiego szpitala. Po trzech dniach byłam już w domu. Dostałam dwa tygodnie zwolnienia na dojście do siebie. Potem przez dwa lata byłam do dyspozycji biorcy, jeśli przypadkiem pojawiłyby się komplikacje wynikające z transplantacji szpiku. Pół roku po zabiegu przeszłam badania sprawdzające mój stan zdrowia. Następne było po roku i kolejne po dwóch latach. W żaden sposób oddanie szpiku nie wpłynęło na mój stan zdrowia. Dalej pracuję, biegam, wychowuję dwójkę dzieci - opowiada Kasia.

W 2018 roku znowu otrzymała telefon z Fundacji DKMS. Tym razem z informacją, że co roku na Słowacji organizowana jest gala, podczas której biorca można poznać dawcę szpiku. Za każdym razem losowanych jest pięcioro biorców, którym przedstawiani są genetyczni bliźniacy. Biorca Kasi szpiku znalazł się w tej piątce.

- Pierwsze spotkanie odbyło się na scenie podczas gali zorganizowanej przez Fundację Kvapka Nadeje. Ojciec Marka uklęknął przede mną na scenie. Były łzy i słowa wzruszenia: "Dziękuję Ci!", "Kocham Cię!". Było to dla mnie ogromne przeżycie. To moment nie do opisania, który pozostanie w moim sercu i pamięci do końca życia. W prezencie dałam Markowi książkę "Mały Książę" z dedykacją po polsku, angielsku i słowacku: "Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu" - mówi Kasia.

Marek Cvoligá miał siedem lat, gdy zdiagnozowano u niego chorobę krwi. Ma brata bliźniaka, ale niestety ani on, ani rodzice, ani nikt z rodziny nie mógł być dawcą. Długo trwały poszukiwania genetycznego bliźniaka. W końcu wybrano dwie osoby: mieszkankę Niemiec oraz Kasię. Pierwszy przeszczep od Silke jednak nie przyjął się i po roku choroba wróciła. Wtedy nadszedł czas na dar życia od Kasi…

- Nikogo nie zmusimy do bycia dawcą komórek macierzystych, jednak powinniśmy uzmysłowić sobie, że każdy z nas może zachorować i potrzebować takiej pomocy. I że wtedy ten niewielki dar połączony z chwilą dyskomfortu może uratować komuś życie - przypomina Kasia.

Po dwóch latach od zabiegu powróciła do bazy dawców.
- Co bym zrobiła, gdyby znów zadzwonił telefon? Ponownie bym się nie zawahała. To już taka automatyczna reakcja. Bo cały czas mam w pamięci słowa rodziców, że dobro wraca… - mówi szer. Katarzyna Szczuka.

Autor: Maciej Szalbierz, 7 PBOT

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malbork.naszemiasto.pl Nasze Miasto