Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Z Malborka jadą starą karetką przez świat. W Pakistanie (odc. 4). Polski bohater Pakistańskich Sił Powietrznych

Aleksandra Wiśniewska, Peryferie.com
Fot. Andrzej Wiśniewski, Peryferie.com
To kolejna relacja z Pakistanu, czyli jednego z etapów podróży Aleksandry i Andrzeja Wiśniewskich przez świat kamperem, na który przerobili stary ambulans. Podróżnicy byli tam ponad roku temu. Tym razem o innym małżeństwie - Turowiczach, którzy są legendą pakistańskiego lotnictwa.

Jest w Karaczi miejsce, które chcemy odwiedzić koniecznie – cmentarz chrześcijański z polską kwaterą. Cmentarz ogradza gruby, szary mur. Przed metalową bramą – uzbrojony strażnik. Wokół nie ma żadnego miejsca do parkowania. Jedyna opcja to strzeżony parking przed supermarketem po drugiej stronie ulicy. Zostawiamy karetkę pod ochroną niebotycznie zdziwionego parkingowego, z przerzuconym przez ramię AK-47.

Cmentarny strażnik bez pytania otwiera nam bramę. Za nią – wysoki kamienny krzyż. Jak głosi plakieta – najwyższy w Azji. Wzniósł go pakistański biznesmen Parvez Henry Gill. We śnie objawił mu się Bóg i wyznaczył zadanie chronienia chrześcijańskich wartości w muzułmańskim kraju. Gill spełnianie przykazania zaczął od wzniesienia monumentu. U podnóży krzyża siedzą sprzedawcy kwiatów. Kupujemy kilka girland z pomarańczowych i żółtych turków. Zostawiamy je na tablicy pamiątkowej wzniesionej przez Ambasadę Polską. Pomnik stoi pomiędzy skromnymi marmurowymi płytami nagrobków. Noszą daty „1942 – 1945”. To wtedy dla wielu polskich uchodźców z ZSRR, podążających za generałem Andersem, skończyły się ponadludzkie trudy tułaczki.

Polska kwatera jednak nie jest jedynym celem naszej wizyty. Idziemy dalej. W nowszą część cmentarza. Zagubieni pośród mogił, prosimy dozorcę o wskazanie tej, której szukamy. Mężczyzna schyla się nad jednym z nagrobków. Gorączkowo zmiata zeń gruby kobierzec zeschłych liści. Naszym oczom stopniowo ukazuje się fragment „Rozumu i wiary” Adama Mickiewicza:
„A promień światła, który słońce rzuci,
na szumnej morza igrając topieli,
nie tonie, tylko w tęczę się rozdzieli,
i znowu w niebo, skąd wyszedł, powróci...”

Taką inskrypcję nosi nagrobek Władysława Turowicza – polskiego bohatera Pakistańskich Sił Powietrznych. Turowicz urodził się w 1908 roku na Syberii. W polskiej rodzinie arystokratycznej, zesłanej przez cara pod granicę rosyjsko-chińską. Jego rodzina wróciła do Polski dopiero w 1922 roku. Osiedlili się w Warszawie, gdzie Turowicz podjął studia inżynierskie na Politechnice, na Wydziale Lotnictwa. Wstąpił też do Aeroklubu Warszawskiego. Tu poznał pilotkę szybowców Zofię Szczecińską – swoją przyszłą żonę. Młodzi zaręczyli się. Ich wspólne plany pokrzyżowała II Wojna Światowa.

Mimo że Turowicz z powodu wady wzroku nie był w stanie latać samolotami bojowymi, Polskie Siły Powietrzne nie mogły przecenić jego wiedzy technicznej. Zaraz przed wybuchem wojny zmobilizowały go jako inżyniera w stopniu oficera. Wkrótce wojenna zawierucha rzuciła go do Rumunii, do obozu internowania w Slatinie. Tu znalazła go Szczecińska, która w Rumunii była kurierką. Przenosiła zdjęcia, dokumenty osobiste i cywilne ubrania internowanym Polakom, by pomóc im w ucieczce do Francji. Młodzi pobrali się i już wspólnie pomagali w ucieczce polskim oficerom. Kiedy konspiracja wyszła na jaw, udało im się przedostać do Francji, a potem do Wielkiej Brytanii, gdzie dołączyli do RAF – Sił Powietrznych Wielkiej Brytanii.

Koniec II Wojny Światowej nie przyniósł Turowiczom końca tułaczki. Ich służba Wielkiej Brytanii przestała być potrzebna. Do Polski rządzonej przez ustrój komunistyczny wrócić nie mogli. Bali się represji za współpracę z zachodnimi wojskami alianckimi. W międzyczasie, na drugim końcu świata, w 1947 roku doszło do rozpadu Indii Brytyjskich. Z ich podziału powstały dwa państwa: hinduistyczne Indie i muzułmański Pakistan. Ten ostatni, rozpaczliwie potrzebował pomocy w tworzeniu od podstaw wszelkich instytucji państwowych. Łącznie z siłami zbrojnymi, koniecznymi do obrony spornych granic z Indiami oraz Chinami – potęgą militarną. Przywódca Pakistanu, Muhammad Ali Jinnah, zwrócił się o pomoc w organizacji obronności kraju do Wielkiej Brytanii. Do nowo powstałego Pakistanu Wielki Prowadzący powrócił z pilotami szkoleniowymi i technikami lotniczymi RAF. Między nimi był Turowicz i trzydziestu wybranych przez niego pilotów. Zofia, wraz z córkami, które przyszły na świat w Wielkiej Brytanii, wkrótce podążyła śladem męża.

Trzyletni kontrakt Turowicza obejmował szkolenie nowej kadry Sił Powietrznych Pakistanu (Pakistan Air Force – PAF). Brał udział w założeniu i prowadzeniu szkoły pilotów pakistańskich – Szkoły Sokołów. Zofia uczyła młodych pilotów szybownictwa i spadochroniarstwa. W silnie patriarchalnym kraju muzułmańskim kobieta-pilot nie tylko wzbudziła podziw i szacunek, ale przede wszystkim otworzyła drzwi dla lokalnych kobiet marzących o lataniu w przestworzach. Wkrótce i one zasiliły szeregi Sił Powietrznych Pakistanu.

Turowicz okazał się fantastycznym szkoleniowcem, ale przede wszystkim jednak był genialnym inżynierem. Dzięki temu jego trzyletni kontrakt szybko zmienił się w obywatelstwo pakistańskie. Wkrótce posypały się awanse i wyróżnienia: dowódca skrzydła, pułkownik, Air Commodore, zastępca dowódcy sztabu Sił Powietrznych do spraw szkolenia i wreszcie awans do rangi generała.

Na emeryturze wojskowej Turowicz nie przestał być aktywny. Został mianowany szefem Komisji Badań Kosmicznych i Górnej Atmosfery SUPARCO (Space and Upper Atmosphere Research Commission). Utworzył program kosmiczny i rozpoczął projekt konstrukcji pakistańskiego satelity. Jego końca nie doczekał. Zginął w wypadku samochodowym 8 stycznia 1980 roku. Air Commodore Władysław Józef Marian Turowicz pochowany został z pełnymi honorami wojskowymi na cmentarzu chrześcijańskim w Karaczi. W 2012 roku dołączyła do niego żona Zofia.

Po kilku godzinach wracamy do karetki. Nie jest sama. Otacza ją ciasny wianuszek mężczyzn. Coś pokazują. Coś wykrzykują. Nad czymś się spierają. Mapą na tylnych drzwiach zainteresowani są tak bardzo, że nawet nie zauważają naszego przybycia.
- Dzień dobry. Czy możemy panom w czymś pomóc? – grzecznie pytamy.
Zaskoczony wianuszek cichnie. Ułamek sekundy później eksploduje na nowo w gwarze pytań i dociekań. Wreszcie wyłamuje się z niego niewysoki mężczyzna w eleganckim salwar kamizie.
- Przepraszam za moich pracowników. Są bardzo ciekawi, bo jeszcze takich gości nie mieliśmy. Mam na imię Abdul i jestem dyrektorem sklepu – przedstawia się mężczyzna. – Czy zechcielibyście wypić ze mną herbatę i opowiedzieć o swojej podróży?

Z Malborka jadą starą karetką przez świat. W Pakistanie (odc...

Chwilę później siedzimy na tyłach supermarketu w jasnym, przestronnym biurze. Na obszernym biurku obok nowoczesnych sprzętów paruje herbata. W przerwach między kęsami słodkich, ociekających tłuszczem słodyczy snujemy swoją opowieść. Wkrótce zamieniamy się rolami.
Opowiada Abdul.
- Ta sieć sklepów podlega pod Ministerstwo Obrony, wiecie? Mamy świetne oferty i zniżki dla personelu sił zbrojnych. Ja sam jestem wojskowym, podobnie jak mój ojciec i brat. Dyrektorem jestem tu dopiero od kilku miesięcy. Dobra i spokojna praca, ale planuję zostać tu góra dwa lata. Potem wraz z rodziną chcę się przenieść do Irlandii.
- Przepraszamy, ale skoro praca jest dobra, to dlaczego chce ją pan zmieniać? Wyjeżdżać z kraju?
- Popatrzcie wokół. Pakistan jest głośny, brudny. To nie są warunki, w których chcę wychowywać dzieci. Takie warunki skracają życie o połowę. Co z tego, że mam pieniądze, skoro zdrowia nimi nie kupię. Chcę zabrać rodzinę gdzieś, gdzie jest zielono. Gdzie będą mogli oddychać pełną piersią, a nie dusić się w kurzu i hałasie. W Irlandii już osiedliło się kilku moich kolegów. Pomagają mi szukać domu w Droghedzie. Znacie może?
- Tak. W Irlandii, w Dublinie mieszkaliśmy pięć lat. Będzie pan zachwycony, jeśli chodzi o ludzi. Z pogodą może być gorzej. Prawdziwie ciepłych, letnich dni jest łącznie może ze trzy tygodnie. Reszta pochmurna, wietrzna i wilgotna.
- Po upałach Karaczi nie mogę się tego doczekać – zanosi się śmiechem Abdul. – Cóż, bardzo miło się z wami rozmawia, ale niestety obowiązki wzywają. Zanim jednak wyjedziecie, chodźcie do sklepu. Na pewno potrzebujecie dużych zapasów na drogę. Dam wam zniżkę na moją kartę pracownika. Ach! I jeszcze jedno! Skoro jesteście zainteresowani Turowiczami, koniecznie musicie odwiedzić tutejsze muzeum PAF (Pakistan Air Force - Pakistańskie Siły Powietrzne). Jest tam ekspozycja poświęcona Air Commodore i jego żonie.

Kilka godzin później przechadzamy się po ogromnym, pokrytym równiutko przystrzyżoną trawą podwórcu. Jego wielka powierzchnia usiana jest latającymi monstrami – dawnymi samolotami bojowymi w służbie Pakistanu. Kiedyś latali na nich polscy szkoleniowcy, nauczyciele dzisiejszej kadry Sił Powietrznych Pakistanu. Docieramy między nimi do głównego gmachu muzeum. Potężny, marmurowy ze złotymi wykończeniami kryje w sobie całą historię pakistańskiego lotnictwa.

Na ścianie jednej z jego sal wiszą czarno-białe zdjęcia. Przystojny, młody mężczyzna w mundurze spoziera znad obłożonego papierami biurka. Piękna blondynka uśmiecha się zza sterów szybowca. Przy jej boku siedzi uczeń – młody pakistański kadet. W rogu sali złoci się płyta pamiątkowa z flagami: pakistańską i polską. Nad nią unoszą się Biały Orzeł i Złoty Sokół. Podniebne symbole polskich i pakistańskich sił powietrznych. Symbole Air Commodore Władysława Józefa Mariana Turowicza – polskiego bohatera narodowego Pakistanu.

Rzeczywiście – tak jak mówił Abdul – zgiełk i zaduch Karaczi szybko dają nam się we znaki. Dzisiejszą noc spędzimy z dala od miasta. Na „Francuskiej Plaży” nad Morzem Arabskim.

Tekst: Aleksandra Wiśniewska
Zdjęcia: Andrzej Wiśniewski
Peryferie.com

***
Malborczyk Andrzej Wiśniewski i jego żona Aleksandra wyruszyli w podróż życia z Malborka 14 czerwca 2018 roku o godz. 14.14. Obecnie przez pandemię koronawirusa utknęli w Portugalii.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malbork.naszemiasto.pl Nasze Miasto