Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Znaczy Kapitan i jego bracia

Dorota Abramowicz
Pierwszy z prawej Mamert, obok Jan. Tak przed stu laty bawili się gardemarini - wychowanko-wie carskiego korpusu morskiego/archiwum jana stankiewicza
Pierwszy z prawej Mamert, obok Jan. Tak przed stu laty bawili się gardemarini - wychowanko-wie carskiego korpusu morskiego/archiwum jana stankiewicza
Na fotografii sprzed prawie stu lat bracia siedzą obok siebie. Pierwszy z prawej - Mamert. Dru-gi - starszy o rok Jan. Widać, że dobrze się bawią w towarzystwie innych oficerów carskiej floty.

Na fotografii sprzed prawie stu lat bracia siedzą obok siebie. Pierwszy z prawej - Mamert. Dru-gi - starszy o rok Jan. Widać, że dobrze się bawią w towarzystwie innych oficerów carskiej floty. Tam pewnie nikt za kołnierz nie wylewał... Mamert trzyma kieliszek, Jan wznosi butelkę. Jeszcze wtedy byli młodzi. Pełni nadziei, planów. Obaj wybrali służbę na morzu. Obaj zostali kapitanami. Obaj byli bohaterami. Mówiono na nich: Byk i Znaczy Kapitan.

Zdjęcie pochodzi z unikatowej ko-lekcji 620 fotografii i dokumentów odnalezionych wiosną 1973 roku na strychu starego domu w podwarszawskim Brwinowie, gdzie przed wojną mieszkał komandor Jan Stankiewicz. Skarb przez 34 lata przeleżał przez nikogo nieniepokojony w gdańskim archiwum. Dopiero w ubiegłym roku dr Lidia Potykanowicz-Suda sporządziła inwentarz akt o numerze 1544.
- Sensacja! - ocenia Marcin West-phal, pracownik archiwum, który przez kilka ostatnich miesięcy żmudnie identyfikował zdjęcia. - Dzięki nim poznajemy obyczaje panujące w carskiej flocie, ubiory z epoki, życie marynarzy i pasażerów, sceny z rejsów polskiej floty wojennej, handlowej i pasażerskiej…
- …i losy właściciela tych zdjęć, który podobnie jak pozostali bracia Stankiewiczowie do dziś pozostaje w cieniu Mamerta, uwiecznionego w kultowej książce "Znaczy Kapitan" przez Karola Olgierda Borchardta - dopowiada Waldemar Kowalski, wicedyrektor Aresztu Śledczego w Gdańsku, a prywatnie badacz historii, autor scenariuszy filmów i programów dokumentalnych.

Znaczy, co to znaczy?

Pamiętacie te słowa? "Kapitan każde swoje przemówienie, każdą rozmowę zwykł był zaczynać od słowa znaczy" - pisał Borchardt w książce poświęconej Mamertowi. "Mówił przy tym wolno, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby. Trzymanie stale zaciśniętych zębów przy mówieniu należało po-dobno do najbardziej wytwornego sposobu wysławiania się gardema-rinów, czyli wychowanków carskiego korpusu morskiego".
Spośród czterech Stankiewiczów najbardziej znany jest właśnie Znaczy Kapitan - legendarny wychowawca pierwszego pokolenia marynarzy polskiej floty handlowej. Mało kto jednak wie, że miał on jeszcze trzech wspaniałych braci, których losy - każdego z osobna - mogłyby posłużyć za kan-wę do sensacyjnego filmu.
Wszyscy synowie Teodora Stankiewicza, polskiego szlachcica, urodzeni na ziemi wileńskiej pod rosyjskim zaborem, poszli do wojska. Aleksander, o którym wiadomo najmniej, został artylerzystą, zmarł jeszcze przed II wojną światową. Pozostali bracia - Jan (1888), o rok młodszy Mamert i Roman (1898), którego ze względu na krwiste oblicze współtowarzysze nazywali Krwawym Na-tanem - poświęcili życie morzu. Wszyscy zostali kapitanami statków i podczas II wojny walczyli o Polskę. Mamert i Roman zginęli.
Ocalał tylko Jan. Wiedzę o nim, ale także o jego rodzinie, można - jak z kawałków puzzli - ułożyć ze znalezionych w Brwinowie dokumentów, zdjęć, opowieści jedynej żyjącej bratanicy, Anny Stankiewicz-Tomaszewskiej, córki Mamerta, oraz z wstrząsającego pamiętnika pisanego w formie listów do żony i syna przez sześć wo-jennych lat.
- Stryj Jan jako jedyny z braci przeżył wojnę - opowiada pani Anna. - Nie wrócił do Polski. Osiadł w Republice Południowej Afryki, gdzie zmarł w 1949 roku. Jego żona, ciotka Irena, przeżyła go o ponad pół wieku. Kilkanaście lat temu przesłała do nas pa-miętnik stryja, który do tej pory czeka na opublikowanie.
Życiorysem Jana można by obdzielić kilka osób. W 1905 roku wstąpił do Morskiego Korpusu w Petersburgu, tego samego, w którym służył Mamert. Stąd zdjęcia balujących gardemarynów... Potem pływał m.in. na słynnym krążowniku "Bogatyr", który przewiózł z Villefranche do Sewastopola ciało zmarłego w Cannes wielkiego księcia, stryja cara. Wartę honorową przy trumnie pełnili wspólnie Mamert i Jan. Zdjęcia z tamtej podróży zachowały się w zbiorach.
Jan powrócił do wolnej Polski już w 1918 roku. Mamert wraz z żoną i dwiema córeczkami dopiero w 1921, po pobycie w sowieckim obozie koncentracyjnym. Mamert trafił do "cywilnej marynarki". Roman wybrał karierę w marynarce wojennej. Jan został, przynajmniej na pewien czas, dyplomatą. W sierpniu 1920 roku uczestniczył w konferencji państw bałtyckich w Bulduri pod Rygą, a we wrześniu brał udział w ryskich rokowaniach po-kojowych, na których decydowała się linia granicy pomiędzy wolną Polską a sowiecką Rosją. Rok później został polskim attaché morskim przy poselstwie Rzeczypospolitej Polskiej w Ry-dze, a następnie w Moskwie.
W towarzystwie dyplomatów Jan Stankiewicz nie obracał się długo, bo już dwa lata później wrócił na morze, do służby w marynarce wojennej. Piął się po szczeblach wojskowej kariery - dowodził Dywizjonem Torpedowców i Minowców, pływał na okrętach "Komendant Piłsudski" i "Haller", piastował stanowisko inspektora Flotylli Rzecznych w kierownictwie Marynarki Wojennej. Osobiście wówczas poz-nał marszałka Józefa Piłsudskiego, którego zdjęcia wykonane podczas inspekcji rzecznej flotylli odnaleziono w brwinowskim archiwum.
Do załamania kariery Jana doszło na początku lat 30., kiedy wszedł w konflikt z dowódcą floty kontradmirałem Józefem Unrugiem (tym samym, który w 1939 roku dowodził obroną Wybrzeża).
- Stryj przeszedł na wojskową emeryturę tuż po czterdziestce - wspomina Anna Stankiewicz-Tomaszewska. - Nieco wcześniej ożenił się z o wiele młodszą, bardzo piękną ciotką Ireną, która w 1929 roku urodziła mu syna Andrzeja.
Osiadł pod Warszawą i był, jak się wydaje, bardzo szczęśliwy. Na zdjęciach oglądamy go z postawną blondynką u boku i bawiącym się na plaży synkiem.
Nie zrezygnował z morza: zaczął pływać jako kapitan na s/s "Polonia" na linii palestyńskiej pomiędzy Kon-stancą a Hajfą i Jafą, którędy wielu Żydów emigrowało wówczas do Palestyny. "Polonią" (ale także "Pułaskim") dowodził również Mamert, z którym często wymieniali się statkami. W Polsce brakowało wówczas kapitanów żeglugi wielkiej.

Dziennik czasów pożogi

"Nie mogę, moja Jedyna i Najukochańsza Żoneczko i Syneczku mój, do Was przemawiać żywym słowem. Nie wiem nawet, czy przy życiu pozostaliście i gdzie jesteście. Z krwawym więc od tęsknoty za Wami sercem po-stanowiłem uczucia swoje dla Was i przeżycia swoje na papier przenieść. Chcę w ten sposób w razie mojej śmierci powiadomić o swoich myś-lach, tęsknotach i pracy w okresie ciężkiej rozłąki" - tak zaczyna się pamiętnik Jana Stankiewicza. Pierwsze słowa komandor napisał 2 października 1939 roku w Dartmounth w Anglii, dokąd trafił zawrócony z drogi po wybuchu wojny, gdy płynął "Piłsudskim" z Nowego Jorku do Polski. W Wielkiej Brytanii spotkał się z braćmi - Mamert dopłynął tam na pokładzie "Kościuszki", zaś Roman na czele trzech polskich kontrtorpedowców.
Pamiętniki Jana to wzruszający dokument, w którym kapitan po kolei żegna się z braćmi, ze zdrowiem i z nadzieją.


Pierwszy zginął Mamert.

- Ojciec zmarł po storpedowaniu "Piłsudskiego", 26 listopada 1939 roku. Pochowano go na cmentarzu w Hartlepool, na wschodnim wybrzeżu Anglii, nieopodal miejsca, gdzie zatonął jego ukochany statek - wspomina pani Anna.
Jan w swoim dzienniku przytacza relacje ludzi, którzy byli do ostatnich chwil przy Mamercie. Tak jak przystoi kapitanowi - na końcu, wraz z dwo-ma chłopakami z załogi hotelowej wskoczył do zimnej wody. Przeszło godzinę trzymał się tratwy, dodając otuchy współtowarzyszom. Nie miał siły wejść na pokład angielskiego kontrtorpedowca. Zmarł na serce.
Janowi, który kilka miesięcy później zaczął pływać jako kapitan w konwojach przez Atlantyk i nie wiedział, czy jego żona i syn żyją, pozostał tylko Roman.
- Roman dotarł do Anglii po brawurowej akcji wyprowadzenia w ostatnich dniach sierpnia 1939 roku z zag-rożonych wód polskich trzech okrętów - ORP "Błyskawica", ORP "Grom" i ORP "Burza" - opowiada Waldemar Kowalski. - Dzięki operacji "Pekin" ocalałe jednostki mogły wziąć udział w walkach II wojny światowej.
Krwawy Natan zginął dokładnie rok po Mamercie. Dowodził patrolowcem "Medoc". Był to okręt trzech bander - brytyjskiej (załogę stanowili prawie wyłącznie Anglicy), francuskiej (statek był francuski) i polskiej - dowódca był przecież Polakiem. 26 listopada 1940 roku "Medoc" został trafiony niemiecką torpedą na kanale La Manche.
30 listopada 1940 roku Jan napisał w pamiętniku:
"Londyn. Dzisiaj o 12 rano telefonowałem do biura, połączyłem się z dy-rektorem Nagórskim. Zawiadomił mnie, że był do biura telefon z Kierownictwa Marynarki Wojennej, zawiadamiający, że patrolowy statek »Medoc«, którym dowodził Roman, mój Braciszek, został storpedowany i że wśród uratowanej załogi nie ma Braciszka. Więcej pisać dziś nie mogę".


Afrykańska przygoda

Ostatni zapis w pamiętniku Jana nosi datę 21 marca 1946 roku. Pisze w nim m.in. o tym, że nowy rząd polski zobowiązał się traktować żołnierzy walczących na Zachodzie, którzy zechcą wrócić do Polski, tak samo, jak tych w kraju. Jan jednak wracać nie zamierzał. Nie chciał żyć w komunistycznym kraju, gdzie za każde nieopatrzne słowo mógł zostać uwięziony. Marzył, by niewidziana od sześciu lat żona i 17-letni już syn Andrzej przyjechali do niego do RPA, gdzie jeszcze podczas wojny, w 1942 roku, kupił kawałek ziemi w Somerset-West nad zatoką Valsbaai.
Jego marzenie się spełniło w 1946 roku, choć nie cieszył się długo rodziną. Zmarł trzy lata później.
Jan długo pozostawał w cieniu swojego młodszego i słynniejszego brata, Mamerta, jednak już wkrótce wydawnictwo Finna planuje wydanie jego pamiętnika.
A Waldemar Kowalski napisał już scenariusz o braciach Stankiewiczach. Dał mu tytuł: "Byk, Znaczy Ka-pitan i Krwawy Natan - kapitanowie Polskiej Bandery". Scenariuszem bardzo zainteresował się Program III TVP, trwają także rozmowy z TVP Polonia.
W postaci albumu mają się również ukazać zdjęcia z unikatowej kolekcji Jana. Niewykluczone, że płyta z filmem będzie dołączona do albumu.
Być może wtedy okażą się prorocze słowa Jana Stankiewicza, napisane tuż po śmierci najmłodszego brata: "Kiedyś, w wolnej Polsce, będą przed frontem marynarzy na bojowych okrętach polskich w dni pamięci wy-mieniać nazwiska w chwale poległych za Ojczyznę. Wśród nich będą też nazwiska kapitana m/s »Piłsudski«, kawalera Virtuti Militari Ma-merta Stankiewicza i komandora porucznika dyplomowanego, kawalera Distinguished Service Order Romana Stankiewicza". A

Było ich czterech: Aleksander, Byk, Krwawy Natan i Znaczy Kapitan. Ten ostatni przeszedł do legendy. O pozostałych braciach Stankiewiczach wkrótce będzie głośno: w Gdańsku odkryto sen-sacyjne zdjęcia i pamiętnik odkrywające losy bo-haterskich marynarzy - pisze Dorota Abramowicz

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto