Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Świadek wydarzeń sprzed 68 lat z Szymankowa - przeżył hitlerowski obóz i gehennę prześladowań UB

RADOSŁAW KONCZYŃSKI
Ten człowiek przeżył 1 września '39 roku, obóz koncentracyjny, prześladowania ze strony Urzędu Bezpieczeństwa w stalinowskiej Polsce, a potem był na tyle personą non-grata, że musiał opuścić kraj.

Ten człowiek przeżył 1 września '39 roku, obóz koncentracyjny, prześladowania ze strony Urzędu Bezpieczeństwa w stalinowskiej Polsce, a potem był na tyle personą non-grata, że musiał opuścić kraj. Pan Erwin Karczewski, były mieszkaniec Szymankowa.

Losów Erwina Karczewskiego nie sposób opisywać bez nawiązania do tego, co działo się na terenie Wolnego Miasta Gdańska przed wybuchem II wojny światowej.

Przed wojną m.in. w Kałdowie (które wówczas nie było częścią Malborka, a w zasadzie Marienburga) i Szymankowie, miejscowościach wchodzących w skład WMG, znajdowały się polskie placówki celne. Inspektorzy, którzy w nich pracowali, oficjalnie podlegali Inspektoratowi Ceł, ale nieformalnie byli podporządkowani polskiemu wywiadowi. Mieli informować o wszelkich niepokojących ruchach na linii kolejowej niemiecki Malbork - polski Tczew.

Atmosfera była napięta

Z książki Leszka Muszczyńskiego "Aktion Zug" ("Akcja Pociąg"): "Atmosfera w sierpniu 1939 r. była tak napięta, że polscy inspektorzy celni (w Kałdowie - dop. red.) w obawie o swoje życie wyprowadzili się z budynków stacyjnych. Z pomocą przyszła kolej, która udostępniła im na tymczasowe mieszkanie dwa wagony typu pulmanowskiego, umieszczając je pod osłoną nocy na bocznym torze stacji PKP Kałdowo.

Tuż przed wybuchem wojny ruch pociągów pasażerskich na linii Tczew–Gdańsk zamarł niemal całkowicie. Jedynie na trasie tranzytowej Malbork–Tczew–Chojnice kursowały dwie pary pociągów towarowych i jedna para pociągów pospiesznych. Wszystkie posterunki ruchu PKP były pod stałym nadzorem niemieckich celników."

W tym okresie Erwin Karczewski (14-letni harcerz), mieszkając w Szymankowie, pełnił rolę gońca pomiędzy tamtejszą placówką celną a jej odpowiedniczką w Kałdowie. Międy innymi dostarczał pożywienie. W nocy 1 września od strony Malborka do Tczewa tuż po godz. 4 podążały dwa pociągi: najpierw tranzytowy (w którym ukryła się grupa szturmowa hitlerowskich żołnierzy), a za nim pancerny. Dzięki szybkiej reakcji polskich celników i kolejarzy pierwszy skład został wykolejony, drugi skierowano na ślepy tor. To sprawiło, że polscy żołnierze w Tczewie zdążyli wysadzić mosty, które chcieli opanować Niemcy. Kolejarze i celnicy w Szymankowie zapłacili życiem za swój bohaterski czyn.

Z piekła w piekło

Pan Erwin został 1 września zatrzymany pod zarzutem szpiegostwa.

- Zawieźli mnie do siedziby gestapo w Gdańsku. Tam wydano na mnie wyrok śmierci - wspomina. - Wyroku nie wykonano. Trafiłem do obozu koncentracyjnego Stutthof.

Gdy minęło jedno piekło (wojna), zaczęło się kolejne - Polski ludowej... Notabene, Erwin Karczewski przyszedł na świat w Piekle (dziś gmina Sztum).

Po wojnie zjawił się na jednej z pierwszych uroczystości w Szymankowie upamiętniających ofiary 1 września. Podczas apelu poległych na własne uszy usłyszał: "Erwinie Karczewski, stań do apelu"...

- No to wystąpiłem i powiedziałem: "Jestem" - wspomina. W ten sposób ze "świata zmarłych - pomordowanych" oficjalnie wrócił do życia. I już tego dnia, gdy przypomniał o sobie, "zaopiekował się" nim Urząd Bezpieczeństwa.

- Z Szymankowa wracałem pociągiem do domu w Kołobrzegu, gdzie wtedy mieszkałem. Ale dojechałem tylko do Tczewa, bo tam wyciągnęli mnie z pociągu panowie z UB - opowiada. - Dostarczyli mnie do Starogardu, gdzie czekał citroen z gdańską rejestracją, z dwoma innymi panami. Zawieźli mnie do Kocborowa (szpital psychiatryczny pod Starogardem Gd. - dop. red.) na ściśle zamknięty oddział, umieścili tam na sześć tygodni, nikogo nie informując. Przypadek sprawił, że pracowała tam mojej matki siostra, która powiadomiła moją żonę.

Po wyjściu z Kocborowa jego życie nie było usłane różami.

- W godzinę nie da się opowiedzieć o szykanach, które mnie spotkały... Chcieli mnie zwerbować jako konfidenta, ale nigdy się nie ugiąłem - mówi pan Erwin.

Kierunek: Berlin Zachodni

W końcu tzw. aparat władzy uznał, że w Polsce nie ma miejsca dla tego człowieka.

- W 1973 roku wyrzucili mnie z kraju z zieloną kartą, biletem w jedną stronę, bez prawa powrotu. Z Kołobrzegu udałem się do Warszawy. Tam dwóch panów wsiadło ze mną do pociągu i zawieźli do Berlina Wschodniego. Na tym dworcu wyskoczyli, a ja pojechałem dalej, do Berlina Zachodniego - opowiada.
W Niemczech osiedlił się w Erlangen, miasteczku w Bawarii. Kiedy tylko może, powraca w rodzinne strony. W ubiegłą sobotę uroczystość pod pomnikiem Celników Polskich w Kałdowie - w 68 rocznicę wybuchu II wojny światowej - była dla niego szczególna. Otrzymał Honorową Odznakę "Zasłużony dla Służby Celnej".

Część rodzin celników i kolejarzy pomordowanych w Szymankowie odebrała w ubiegłym roku Krzyże Kawalerskie Orderu Odrodzenia Polski, nadane pośmiertnie przez prezydenta RP. Od tamtego czasu nie udało się odnaleźć bliskich trzech odznaczonych bohaterów: Eugeniusza Jarszyńskiego, Mieczysława Olszewskiego i Stanisława Szarka. Dlatego te ordery, wraz legitymacjami i wyciągiem z postanowienia prezydenta RP, zostały przekazane w minioną sobotę Grażynie Jażdżewskiej, dyrektor Zespołu Szkół w Szymankowie, i trafiły do Izby Pamięci znajdującej się w tej placówce.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto