Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

ZPiT "Malbork" w styczniu miał świętować 20-lecie istnienia. Przez cały ten okres w zespole tańczyło około pół tysiąca osób

Radosław Konczyński
Radosław Konczyński
Radosław Konczyński
Gdyby nie epidemia i obostrzenia, Zespół Pieśni i Tańca 22 Bazy Lotnictwa Taktycznego „Malbork” obchodziłby 20-lecie istnienia. To już konkretny jubileusz, ale świętowanie trzeba przenieść na lepsze czasy. Rozmawiamy z Anettą Ciok, założycielką, instruktorką, choreografem zespołu, a także kierownikiem Klubu 22 Bazy Lotnictwa Taktycznego.

Jak zaplanowaliście sobie jubileusz?
Anetta Ciok: Miałby to być koncert, tak jak w naszej tradycji bywało to wcześniej. Pewnie zaprosilibyśmy jeszcze jakiś zespół i na pewno orkiestrę Reprezentacyjnego Zespołu Wojska Polskiego. Mieliśmy to zrobić w styczniu. Natomiast gdyby obostrzenia w najbliższych miesiącach zostały zmniejszone, na przykład można by zorganizować imprezę przy ograniczonej liczbie widzów, nie będę chciała robić jej w takiej formie. Chodzi o to, żeby to był koncert bez ograniczeń, więc jeśli będzie trzeba, poczekamy do końca roku albo jeszcze dłużej. Mam nadzieję, że jednak pod koniec obecnego roku jeszcze się uda zaprosić mieszkańców na nasz jubileusz.

Natomiast teraz będziemy się mocno przypominać w mediach społecznościowych. Najpierw umieścimy filmik przedstawiający 20-lecie. Jak wspominam początki, mały skład, tamte stroje, to nie zabraknie momentów bardzo zabawnych.

Przy okazji jubileuszów zawsze podkreślam, jak bardzo bym chciała utworzyć kapelę przy zespole, ale lokalnie jest trudno o muzyków, którzy chcieliby się tym zajmować amatorsko, a żeby przyciągnąć zawodową kapelę, to już dużo kosztuje. „Od święta” korzystamy więc z usług kapeli z Gdańska, więc jeśli już dojdzie do jubileuszu, to na pewno ich poprosimy, bo taki element ludowy na żywo bardzo by się przydał. Orkiestra wojskowa prezentuje jednak inną stylistykę, to jest orkiestra symfoniczna.

Jakie były początki Zespołu Pieśni i Tańca "Malbork"?
Od zera zbudować zespół to dosyć trudne, a zwłaszcza gdy chodzi o taką formę tańca, gdzie jest zaplecze, które wymaga nakładów finansowych, stroje są bardzo drogie.
Pierwsza grupa liczyła około 20 osób. Bardzo dużo małych tancerek i tancerzy mieliśmy ze Szkoły Podstawowej nr 8, czasami też z SP 5. Ale głównie zaczynałam współpracę z panem Mirosławem Bonieckim, dyrektorem „ósemki”, który był bardzo otwarty na udział dzieci w zajęciach tanecznych, zresztą tak jak pani Olga Loroch, obecna dyrektor, z którą teraz współpracuję.

Pierwsza grupa długo się nie utrzymała. Potem powstała kolejna, która zbiegiem lat przyniosła nam wszystkim wiele radości. Wtedy pojawiły się też turnieje tańców polskich, co bardzo przekłada się na zainteresowanie tą formą tańców; możliwość rywalizacji też sprawiła, że dzieciaki się tym zafascynowały.

W tamtej grupie pojawiły się dzieci, które przyjeżdżały nawet z Elbląga, ponieważ wcześniej pracowałam też w tym mieście. W pewnym momencie stwierdziłam jednak, że nie dam rady prowadzić dwóch zespołów w dwóch miastach. Podopieczni przyjechali więc za mną do Malborka i tym sposobem elblążanie także przyczynili się do sukcesów ZPiT „Malbork”. Z Elbląga jest Paulina Witka, która razem z Damianem Hawryszkiewiczem zdobyli pierwszy tytuł mistrzów Polski dla naszego zespołu.

15-lecie ZPiT "Malbork" [ZDJĘCIA, WIDEO]. Jubileusz kolejnej...

Jakie dziś jest zainteresowanie tańcami polskimi?

Od dłuższego czasu większych naborów nie robimy. Zauważyłam, że zespół jest na tyle znany w Malborku, że gdy przychodzi wrzesień, rodzice sami przychodzą z dziećmi. To jest budujące. Nie będę dorabiała ideologii, że to tańce polskie same w sobie cieszą się takim zainteresowaniem, ale rodzice widzą, że jest to perspektywa ciekawego spędzania czasu, wyjazdy na turnieje, na wycieczki. Na pewno reklamą był nasz ubiegłoroczny wyjazd do Tajlandii.

Na tę chwilę prowadzimy pięć grup, czyli około 100 osób, co jest możliwe dzięki temu, że od trzech lat jako instruktor wspiera mnie Natalia Wojciechowska. Natomiast myślę, że przez te 20 lat przez zespół przewinęło się około pół tysiąca osób, licząc wszystkich, którzy byli u nas zapisani, związani z nami krócej lub dłużej.

Zatrzymajmy się przy Tajlandii… Gdy wracaliście, w Polsce już powoli zaczynała się panika związana z koronawirusem, mimo że to był początek lutego 2020 r. Ale w Chinach wybuchła epidemia.

Gdybyśmy wyjeżdżali chwilę później, a nie pod koniec stycznia, pewnie rodzice by już nie pozwolili. Gdy już tam byliśmy i pakowaliśmy się przed powrotem, dostawałam kilkanaście sms-ów na minutę, czy wiem, co się dzieje w Chinach. Nie wiedzieliśmy, poza tym w Tajlandii byliśmy w takim regionie, gdzie w ogóle o tym się nie mówiło. Gdy wróciliśmy do Polski i zobaczyłam, co się dzieje w mediach, od razu zrozumiałam ten niepokój.

Pandemia trwa. Jak wygląda obecnie działalność zespołu?

Gdy dzieci chodziły do szkoły, prowadziliśmy zajęcia. Teraz myślimy, że skoro klasy I-III wracają do zajęć stacjonarnych, to myślimy, żeby chociaż trochę, i w reżimie sanitarnym, wznowić zajęcia dla tej grupy wiekowej. A jeśli chodzi o najstarszych, czekamy na powrót do szkoły.
Generalnie istnieje zapis, że moglibyśmy cały czas prowadzić zajęcia w reżimie sanitarnym. Natomiast zawsze jest jakieś ryzyko. Nie chciałabym się przyczynić do tego, żeby w klubie doszło do zarażenia, a potem miałabym takie poczucie, że ktoś przeze mnie cierpi.
Na pewno po pandemii treningi będą musiały być intensywne, żeby wrócić do formy. Ale mam nadzieję, że z tańcem jest jak z jazdą na rowerze. Tego tak po prostu się nie zapomina.

Porozmawiajmy chwilę o samych tańcach polskich. One zmieniły się przez te 20 lat?

Tańce ewoluują w takim sensie, że można zauważyć wprowadzane stylizacje. Te kroki, które były modne kiedyś na wsiach czy na dworach, bo przecież mazur jest bardziej salonowy, a oberek na wiejskie wesele – my dzisiaj próbujemy przekazać w sposób ciekawy dla widza. Czyli chcemy zatrzymać dawną kulturę, ale żeby jednocześnie była miła dla oka. Nie chodzi przecież o to, żeby wyjść i tańczyć przez 15 minut ten sam krok jak w XIX wieku, bo to raczej mało kogo zainteresuje. Jak obserwuję „Mazowsze” i „Śląsk”, nasze polskie sztandarowe zespoły, to tej stylizacji jest bardzo dużo – widowisko nabiera dodatkowe wydźwięku, a jak widzimy, publiczność to „kupuje”.

Odrębna forma, bardzo nowoczesna i myślę, że akurat na potrzeby obecnych czasów – to turnieje. I warto podkreślić, że jest to forma bardzo wysiłkowa. Przetańczenie układu przez dwie minuty jest po prostu wyczynem. Technika to jedno, ale bardzo ważne jest przygotowanie fizyczne. Nierzadko zdarzało się, że para zasłabła. Gdybyśmy do tego zaproponowali typowy strój ludowy, a np. łowiecki waży około 6 kg, to tancerze by nam padali na parkiecie.

Dlatego ktoś wymyślił, żeby to były eleganckie stroje wizytowe, ale one też przechodziły ewolucję. Z czasem zaczęły się pojawiać elementy ludowe, a my w pewnym sensie byliśmy prekursorami. W czasach gdy Zuzia i Szymon zostawali mistrzami Polski, współpracowaliśmy z projektantem z Gdańska. Uszył naszym dziewczynom stroje z chust ludowych, które stały się prawdziwym hitem. Stroje tańczą razem z tancerzami, a my jako instruktorzy jesteśmy od tego, żeby je dobrać jak najlepiej.

Gdyby Pani miała wymienić „Naj...” 20-lecia, to co by to było?

Pierwsze „Naj” to cudowne osiągnięcie Pauliny Witki i Damiana Hawryszkiewicza, a potem mistrzostwo Polski, czyli powtórzenie tego wyczynu, przez moją córkę Zuzię i Szymona Ochocińskiego. To były najlepsze pary w kraju. Później pojawiały się tytuły w dorocznym rankingu dla nas jako najlepszego zespołu.

Ale takie najbardziej „Naj” to wyjazd do Tajlandii. Wygląda na to, że on był niestety klamrą dla naszej najstarszej grupy, bo 90 proc. tych tancerzy w przyszłym roku szkolnym idzie na studia, ale taka jest już kolej rzeczy. Szkoda mi oczywiście, że obecnie epidemia nie pozwala im tańczyć, brać udziału w turniejach, bo dla nich miał to być czas spijania śmietanki z ciężkiej pracy wykonanej we wcześniejszych latach.
Natomiast są godni następcy. Kolejna grupa wiekowa już ma bardzo duże sukcesy, a mam nadzieję, że jeszcze kilka lat potańczą i ich poziom naprawdę będzie bardzo wysoki.

Jakie ma Pani plany, marzenia związane z zespołem na kolejne lata?

Utworzyłam ten zespół od zera, więc bardzo mi zależy, żeby to trwało w nieskończoność. Trzeba powiedzieć, że my jesteśmy w bardzo dobrej sytuacji. Mamy instytucję, która wspiera nas finansowo. Mamy siedzibę, co jest bardzo ważne, bo dzieci mają poczucie przynależności, nie muszą się nigdzie tułać po salach w mieście. Wojsko pomaga nam w wyjazdach, bo zawsze mamy do dyspozycji transport. A niedawno kupiliśmy, głównie do prezentacji zespołowych, nowe stroje, które kosztowały 80 tys. zł - dla średniej grupy do tańców śląskich, a dla naszej reprezentacyjnej, najstarszej grupy – kontusze.
Ja jestem taką osobą, która cieszy się tym, co jest. A jest dobrze. Gdybym miała narzekać, tobym po prostu zgrzeszyła.

Dziękuję za rozmowę.

Malbork. O Muszlę Bałtyku walczyły pary z różnych stron Pols...

Malbork. Konkurs "O Muszlę Bałtyku" 2019 - maraton tańców po...

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malbork.naszemiasto.pl Nasze Miasto