Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Malbork. Połączenie gminy i miasta - fakty i mity. Miejscy radni w fuzji widzą szanse na rozwój

Anna Szade
Anna Szade
Gmina Malbork otacza miasto ścisłym wianuszkiem. Gminny teren ma powierzchnię 100,9 km kw., gdy tymczasem miejski to niemal sześć razy mniej, bo 17,2 km kw. To z tego powodu od czasu do czasu padają słowa o „duszeniu się” Malborka, jego ograniczeniu w rozwoju i apetycie na połknięcie gminy.

Temat fuzji dwóch Malborków, miasta i gminy, tym razem poruszony został na sesji Rady Miasta Malborka. Radny Edward Orzęcki, dyskutując nad miejską kondycją, zerknął zachłannie na to, co wokół. A tam aż po horyzont same szanse na rozwój.
- Nie wiem, czy w kolejnych latach nie powinniśmy się zastanowić, co zrobić z gminą-obwarzankiem, bo miasto nie ma się jak rozwijać. Może trzeba pokusić się o symulację, co by było, gdybyśmy wchłonęli gminę Malbork – zaproponował radny Edward Orzęcki.

Połączenie miasta i gminy. Plusy i minusy

Przedstawiciel samorządu miejskiego sam ocenił mocne i słabe strony takiej decyzji.

To nie jest popularny temat, bo tamta wspólnota straciłaby władzę. Ale miasto musi się rozwijać. Teraz siedzimy sobie zamknięci jak w puszeczce. Kiedyś już takie propozycje były, ale ostatecznie zaniechano tego rozwiązania. Może trzeba temat przypomnieć, może coś by się dzięki temu udało. Gdyby połączyć wszystko razem, to większy podmiot jest silniejszy, ma większe możliwości - wyliczył Edward Orzęcki.

Swój stosunek do wątku połączenia przedstawił również Paweł Dziwosz, przewodniczący Rady Miasta Malborka. Jego zdaniem, są dwa możliwe sposoby tego „podboju”.
- Miasto powinno podejmować kroki, byśmy przestali być otoczeni gminą obwarzankową. Może to być siłowe przejęcie poprzez lobbowanie w Radzie Ministrów lub rozmowy z władzami ościennych gmin. Tego mi brakuje, bo Malbork może stracić szansę rozwoju – mówił Paweł Dziwosz.

Gmina Malbork nie chce do miasta
Co ciekawe, sąsiedzi mają siedzibę swoich władz… w mieście. Urząd Gminy Malbork znajduje się przecież przy ul. Ceglanej w dzielnicy Kałdowo. Ale choć tamtejsi włodarze nie do końca są "na swoim", to nie tracą pewności siebie.
Marcin Kwiatkowski, wójt gminy Malbork, co prawda nie oglądał relacji z posiedzenia Rady Miasta, ale dla niego pomysły "miastowych" radnych to jak budowanie zamków z piasku.

To my możemy połknąć miasto. W żaden sposób nie ograniczamy rozwoju miasta, to my się po prostu rozwijamy. W przypadku wielu miast ktoś jest dookoła, Tczew też ma swoją gminę Tczew – usłyszeliśmy od wójta Kwiatkowskiego.

Zysk dla miasta, straty dla wsi
Zdaniem włodarza, nie ma żadnych racjonalnych przesłanek, by doszło do tego miejsko-gminnego mariażu. Jego zdaniem, Malbork jest za duży, by takie rozwiązanie się sprawdziło. Takie miasto, jak Nowy Dwór Gdański czy Sztum może mieć charakter miejsko-gminny, ale nie prawie 40-tysięczny ośrodek.

Ofiarami ewentualnego mezaliansu byłaby obecna gminna społeczność.
- Straciliby moi mieszkańcy, bo wszystkie wpływy trafiałyby do jednego budżetu, a robione za te pieniądze byłoby głównie w centrum miasta. Poza tym, nie mogliby pozyskiwać środków z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich, bo dotyczy to tylko typowo wiejskich terenów, miasta nie mogą się o to starać – tłumaczy Marcin Kwiatkowski.

Gmina Malbork ma swój poligon

Wójt przyznaje, że najbardziej łakomym kąskiem jest poligon, który wiele lat temu został przez gminę Malbork przejęty, stając się jej wielkim rozwojowym atutem. Graniczy z miastem, więc część malborczyków chciałoby położyć na nim rękę.

Nie planujemy tam wielkich fabryk, ale ludzie budują swoje domy, osiedlają się. Z tego są dochody w postaci podatków od nieruchomości, ale i udział w PIT – wyjaśnia Marcin Kwiatkowski.

To nie znaczy, że w Urzędzie Gminy nie powitaliby z otwartymi ramionami kogoś spoza „mieszkaniówki”, bo dopuszczone są tam nieuciążliwe usługi.
- Jest kilku zainteresowanych inwestorów. Myślę, że jak jeden rozpocznie tam działalność, zrobią to kolejni. Trzeba na tego pierwszego poczekać – mówi Marcin Kwiatkowski.

W gminie przybywa mieszkańców

Zerkając na to, co dzieje się na pograniczu miasta i gminy, można byłoby odnieść wrażenie, że mieszczuchy z Malborka dają podbić swoje serca urokami życia w sąsiednich wsiach. W ten sposób gmina, sukcesywnie podbierając mieszkańców miastu, rosłaby w siłę.
Okazuje się jednak, że podmalborskie miejscowości wybierają jako wygodne miejsce do mieszkania osoby z różnych stron.

Spore zainteresowanie działkami wykazują mieszkańcy Tczewa, Elbląga, miasta i gminy Sztum. Widać to po ostatnich kilkunastu aktach notarialnych, które podpisywaliśmy – zdradził nam wójt.

Te obserwacje z perspektywy Urzędu Gminy potwierdza Główny Urząd Statystyczny. Z opublikowanych niedawno danych dotyczących migracji wewnętrznej w 2019 r. wynika, że gmina Malbork jako jedyna w powiecie osiągnęła dodatni wynik. Różnica między tymi, którzy się tu osiedlili, a tymi, którzy stąd wyjechali, wynosi 27 na plus. Dla porównania, w tym samym czasie w tabeli GUS przy mieście Malbork figuruje, że saldo jest ujemne i wynosi -68.

To jest właśnie rozwój. Połączenie z miastem to dla nas żaden interes – komentuje wójt Kwiatkowski.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malbork.naszemiasto.pl Nasze Miasto