Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wystawa w Muzeum Miasta Malborka. Te zabytki „mówią” nam, co wydarzyło się na Bałtyku kilkadziesiąt, a nawet ponad 300 lat temu

Radosław Konczyński
Radosław Konczyński
Ta ekspozycja wcześniej prezentowana była tylko w głównej siedzibie Narodowego Muzeum Morskiego oraz – w zmodyfikowanej formie - w Domu Wiedemanna w Pruszczu Gdańskim.
Ta ekspozycja wcześniej prezentowana była tylko w głównej siedzibie Narodowego Muzeum Morskiego oraz – w zmodyfikowanej formie - w Domu Wiedemanna w Pruszczu Gdańskim. Radosław Konczyński
Narodowe Muzeum Morskie w Gdańsku od ponad 50 lat prowadzi prace archeologiczne na dnie Morza Bałtyckiego. Ich efekty można oglądać obecnie w Malborku. Prezentowane zabytki to bogate źródło informacji na temat życia załóg statków. Wystawa wypożyczona do Muzeum Miasta Malborka będzie dostępna jeszcze do 26 sierpnia.

„Do DNA” na 50-lecie badań w Morzu Bałtyckim

Wystawa „Do DNA. 50 lat archeologicznych badań podwodnych Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku” wcześniej prezentowana była tylko w głównej siedzibie NMM oraz – w zmodyfikowanej formie - w Domu Wiedemanna w Pruszczu Gdańskim, a od początku czerwca dostępna jest dla odwiedzających Muzeum Miasta Malborka. Została przygotowana na 60-lecie NMM, które przypadało w 2020 roku i, jak informuje instytucja, przez kolejne dwa lata święciła triumfy, będąc jedną z najpopularniejszych trójmiejskich ekspozycji czasowych.

- Tytuł ekspozycji „Do DNA” może być kontrowersyjny i taki był też zamysł. Ona ma wzbudzać zainteresowanie. Do dna trzeba zejść, trzeba sięgnąć dna, żeby podnieść te rzeczy. Te wielkie litery są nie bez powodu, to jest ten kod genetyczny naszego muzeum, czyli zabytki wydobyte z dna morskiego. Wystawa pokazuje 50 lat badań archeologicznych prowadzonych przez nasze muzeum. Chcemy pochwalić się najciekawszymi eksponatami – mówił podczas wernisażu w Muzeum Miasta Malborka dr Marcin Westphal, zastępca dyrektora ds. merytorycznych w Narodowym Muzeum Morskim.

Wszystkie prezentowane eksponaty leżały kiedyś na dnie Bałtyku. Zostały wydobyte w wyniku prac archeologicznych zapoczątkowanych w 1969 roku na przedpolu portu gdańskiego. Do tej pory pod kierunkiem działu badań podwodnych eksploracje prowadzone były na ponad 30 wrakach. Na wystawie w Malborku wśród wielu niezwykłych eksponatów znajduje się m.in. całkiem dobrze zachowany strój marynarski z XVIII-wiecznego brytyjskiego żaglowca „General Carleton”. Brytyjskie statki handlowe w tam okresie regularnie kursowały po Bałtyku. Wrak odkryto podczas sezonu badawczego 1995.

Nasze muzeum ma największą w Europie kolekcję strojów marynarskich. Te prezentowane na wystawie przetrwały tylko dlatego, że żaglowiec transportował też dziegieć i w czasie katastrofy on zalał to wszystko. Dzięki temu odcięty został dopływ tlenu, te stroje marynarskie dość dobrze zostały zaizolowane przed wpływem wody, wilgoci i, jak widać, w nie najgorszym stanie przetrwały – mówi Marcin Westphal.

Bitwy morskie nie wyglądały tak jak na filmach

Do najstarszych prezentowanych eksponatów należą natomiast lufa działka okrętowego i elementy amunicji z XVII w. One dają obraz walk morskich sprzed wieków.

- To są kule armatnie, a prezentujemy je m.in. dlatego, że one w pewnym sensie prostują nasze myślenie o bitwach morskich. Większości z nas wydaje się, że kula uderzała w burtę okrętu, wybijała ogromną dziurę i statek tonął. Nie do końca tak to wyglądało. Trzeba zacząć od tego, że czy to typowe okręty wojenne, czy statki handlowe, to jednostki pływające były drogie. Statek budowało się, szczególnie w XVII w., długo, to był bardzo cenny środek komunikacji, w związku z czym raczej się go zdobywało, a nie zatapiało – wyjaśnia Marcin Westphal.

Dlatego też kule armatnie miały za zadanie podziurawić żagiel, obciąć liny, ewentualnie złamać maszt, po prostu unieruchomić jednostkę. Następnie napastnik dokonywał abordażu.

Gdy zaatakowany statek już nie mógł się przemieszczać, wówczas przeskakiwała załoga drugiego okrętu na pokład i też niekoniecznie mordowała wszystkich na pokładzie. Właśnie nie, brała do niewoli w celu uzyskania okupu. Cenny był też przewożony towar, no i sam statek. U nas, na Bałtyku, chociaż dużych bitew morskich wiele nie było, to takie sytuacje również się zdarzały, także piractwo w różnych okresach się nasilało. Oczywiście nie byli to tacy piraci, jak ci znani z filmów, natomiast różne formy korsarstwa się zdarzały – opowiada wicedyrektor Narodowego Muzeum Morskiego.

Było więc niebezpiecznie również na Bałtyku, a skoro tak, to statki handlowe pływały uzbrojone w najróżniejsze działa. Nie brakowało tu okrętów typowo wojennych, natomiast to statek handlowy często pełnił podwójną funkcję. Zdejmowano z niego towar, uzbrajano i służył jako jednostka wojenna. Wynikało to z faktu, że okręt był na tyle drogi i cenny, że musiał spełniać różne funkcje. Bitwa morska też nie wyglądała tak jak na filmach...

- Strzelają, strzelają i nie wiadomo, kiedy skończą. Nie, tak nie było. To była często jedna salwa i na tym akcja ogniowa danego okrętu się kończyła, bo na ponowne załadowanie iluś luf już zwyczajnie nie wystarczało czasu. Naładowanie dużego działa, ustawienie go, wycelowanie to był proces naprawdę długi. I nawet wyszkolona załoga i artylerzyści potrzebowali sporo czasu, żeby taka jednostka mogła strzelić. W związku z tym okręty musiały płynąć stosunkowo blisko siebie, żeby ostrzał był skuteczny, by jakąkolwiek szkodę wrogiemu okrętowi wyrządzić. Tak naprawdę to była jedna wielka salwa burtowa, następnie dochodziło do zwarcia i abordażu – tłumaczy Marcin Westphal.

Wszyscy emocjonują się „Titanikiem”, ale na Bałtyku były większe tragedie

Wśród wielu niezwykłych zabytków na wystawie są również rzeczy bliższe naszym czasom, związane z dramatycznymi wydarzeniami II wojny światowej: zatopieniem niemieckich statków MS „Wilhelm Gustlof” i parowca „Steuben” oraz katastrofą polskiego transatlantyku MS „Piłsudski”.

- MS „Piłsudski” zatonął w listopadzie 1939 r., już służąc w czarterze brytyjskim jako transportowiec wojska. Zatonął niedaleko wybrzeży brytyjskich tuż po wypłynięciu z Wlk. Brytanii. Niektórzy podejrzewają storpedowanie, ale do dzisiaj nie ma stuprocentowej pewności. Skłaniałbym się raczej ku temu, że jednak to było wejście na minę. Naszym rejonem działania jest głównie Bałtyk, natomiast bulaj, który mamy na wystawie, wydobyli nurkowie brytyjscy, a potem trafił do nas – mówi Marcin Westphal.

Na wystawie jest też lampa burtowa z „Wilhelma Gustlofa”, który poszedł nad dno 30 stycznia 1945 r. na wysokości Łeby. Transportował z Gdyni do Kilonii rannych żołnierzy, personel Kreigsmarine i ludność cywilną. Utonęło około 6000 osób. Tuż przed zatonięciem na pokładzie zapaliły się wszystkie światła. Z kolei dzwon okrętowy jest niemym świadkiem śmierci około 4500 ludzi, którzy płynęli parowcem „Steuben” z Piławy do portów w zachodnich Niemczech: kadetów Kriegsmarine, oficerów SS z rodzinami i uchodźców cywilnych. Został zatopiony 10 lutego 1945 r. w okolicy Słupska. Te dwie jednostki zatopił ten sam radziecki okręt podwodny S-13.

Wiem, że wszyscy emocjonują się tragedią „Titanica”, ale w porównaniu z liczbą jego ofiar, tutaj mamy wielokrotność. „Wilhelm Gustlof” i „Steuben” to są dwie największe tragedie morskie wszech czasów, a na wystawie mamy dwa obiekty pochodzące z tych statków – dodaje Marcin Westphal.

Wystawę w Muzeum Miasta Malborka można oglądać do 26 sierpnia

Narodowe Muzeum Morskie zachęca do oglądania wystawy w Malborku, tym bardziej, że w przyszłości prawdopodobnie wielu nowych obiektów już nie będzie można zobaczyć. Teraz przyjmuje się już, że to, co znajduje się na dnie morskim, to na dnie zostaje. Wydobycia obiektów są ogromną rzadkością.

- W pojedynczych przypadkach są wydobywane, przykładem jest ten dzwon ze „Steubena”. Nasi nurkowie regularnie schodzą pod wodę sprawdzać wraki. Gdy zeszli po raz kolejny do „Steubena”, to dzwon, który poprzednio jeszcze wisiał, był już zdemontowany i przygotowany do wyniesienia. W tym przypadku wydobyliśmy go, bo lepiej, żeby trafił do nas, niż miałby być skradziony. Zasadniczo jednak wszystko teraz już zostaje na dnie, jest monitorowane, w miarę możliwości zabezpieczone. Nasi nurkowie poza dokumentacją zdjęciową robią skany 3D. Na „Steubena” czy „Gustlofa” schodzą regularnie, żeby sprawdzić, czy coś zginęło, czy nie zginęło. „Gustlof” jest zresztą mogiłą wojenną, tam w ogóle jest zakaz nurkowania, możemy schodzić tylko my pod nadzorem Urzędu Morskiego – wyjaśnia Marcin Westphal.

Wśród zabytków prezentowanych na wystawie są również m.in. mosiężna tabakiera z niderlandzkiego statku zatopionego w Zatoce Gdańskiej w 1791 r. oraz paczka angielskiej herbaty, która na dnie morza spędziła ponad dwa stulecia. Tyle samo tkwił pod wodą XVIII-wieczny drewniany flet z wraku statku „General Carlton”. Zwiedzający nie tylko zobaczą na wystawie oryginalny instrument, ale również usłyszą dawną melodię zagraną na odrestaurowanym flecie przez multiflecistkę i kompozytorkę, dr Maję Miro-Wiśniewską.

Wystawę w Muzeum Miasta Malborka przy ul. Kościuszki 54 można oglądać jeszcze do 26 sierpnia, od wtorku do soboty w godzinach 10-16. Wstęp bezpłatny.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malbork.naszemiasto.pl Nasze Miasto